Po co podsuwać małolatom antykoncepcję, skoro nie wolno im sugerować „koncepcji”? To tajemnica deprawatorów z grupy „Ponton”.
27.06.2013 12:30 GOSC.PL
W portalu Tomasza Lisa „Na Temat” pochylają się nad „edukatorami seksualnymi” z grupy „Ponton”, bo ich teraz, biedaczków, prawica pomawia, że „deprawują i namawiają do przestępstwa”.
– Rodzice podobno coraz częściej skarżą się na waszą działalność w szkołach. Na pewno też dostajecie te sygnały – zadaje pytanie wywiadowca, na co niejaka Anna Grzywacz z Grupy „Ponton” odpowiada, że jej organizacja „chętnie odniosłaby się do wszelkich uwag rodziców, jednak rodzice do nas ich nie przysyłają. Absolutnie nie mamy takich zgłoszeń”.
Po takiej odpowiedzi nieuważny czytelnik pomyśli: „No tak, rodzice nie piszą do edukatorów, czyli dali im zielone światło, bo gdyby się z ich działalnością nie zgadzali, toby protestowali”.
Tylko, ja pytam, dlaczego rodzice mieliby pisać do uzurpatorów, którzy wpychają się bezczelnie i bezprawnie do szkół ze swoimi „naukami”? Z jakiej to racji rodzice mieliby w ogóle zauważać lewacką organizację, która prawem kaduka przypisuje sobie kompetencje do wychowywania ich dzieci? A gdyby nawet zauważali, to pisząc do kogoś takiego dawaliby sygnał, że w ogóle uważają ich za partnera. To tak, jakby poważni ludzie mieli pisać do szmatławców w rodzaju „Faktów i Mitów” albo do Jerzego Urbana: „uprzejmie proszę nie pisać tak wulgarnie, i proszę o nieco więcej rzetelności”. Raz że wywołałoby tylko rechot adresatów, a dwa, że taki Urban czy inny Kotliński zaraz by przedstawili listę takich, co napisali do nich z poparciem.
Pontoniarze nie zasługują na to, żeby ich w ogóle zauważać, ale ponieważ dotarli do MEN i rozmawia z nimi sama minister edukacji, to (szokujący) znak, że zyskują nieuzasadnioną niczym nobilitację i wpływy. Stanowią tym samym jeszcze większe niebezpieczeństwo dla naszych dzieci, i dlatego trzeba o nich pisać – ale tylko po to, żeby ostrzegać. Po to, żeby rodzice bacznie patrzyli, czy jakaś szkoła nie poważy się tych deprawatorów zaprosić. Bo to my, rodzice, wychowujemy dzieci, i my decydujemy, jakie wartości im się w szkole podaje.
I tylko z tego względu warto zatrzymać się nad jeszcze jednym fragmentem pontoniarskiej logiki, zawartej we wspomnianym wywiadzie.
– Niektórych szczególnie bulwersuje jednak, że na waszych stronach można podobno znaleźć informacje namawiające do stosowania antykoncepcji nawet przez osoby poniżej 15 roku życia – mówi autor wywiadu. Na to pani pontoniarka „stanowczo dementuje”, jakoby jej grupa namawiała młodych do aktywności seksualnej albo do stosowania antykoncepcji. – Naszą rolą jest po prostu edukacja. Informowanie młodzieży o tym, jakie istnieją możliwości wyboru. Warto przypomnieć, że w Polsce antykoncepcja nie jest wcale zakazana dla osób poniżej 15. roku życia. Niezgodne z prawem są tylko kontakty seksualne z takimi osobami – pada odpowiedź.
O właśnie – to jest ten sposób bałamucenia ludzi. Pontoniarze nie namawiają do antykoncepcji, „tylko informują”. A że informują również dzieci poniżej 15 roku życia? No cóż, to nie jest przestępstwo, bo przecież dzieci mogą użyć prezerwatywy jako balonika do dekoracji na Dzień Matki, a pigułki przydadzą się im jako guziki dla bałwana.
Znany psycholog i wychowawca młodzieży ks. dr Marek Dziewiecki oskarżył niedawno „Ponton” o działalność przestępczą, m.in. w oparciu o powyższą sprawę (przeczytaj „Ponton to organizacja przestępcza”).
Jak widać, na lewicy mózgi popracowały, i wymyśliły: namawianie to, owszem, przestępstwo, ale my nie namawiamy. My tylko mówimy.
Czy ludzie kupią takie tłumaczenie? To nieważne. Pontoniarzom wystarczy, jeśli kupią to MEN i wymiar sprawiedliwości. Bo i tak zapłaci za to społeczeństwo. Słono.
Franciszek Kucharczak