Premier Donald Tusk powiedział, że wydatki reprezentacyjne dla jego żony były pokrywane z partyjnych składek i darowizn, a nie z dotacji budżetowych dla PO. Jak dodał, jego żona często jest współgospodynią podczas wizyt państwowych, a swoje obowiązki wykonuje społecznie.
Premier skomentował w ten sposób doniesienia piątkowego dziennika "Fakt", który napisał, że ze środków zgromadzonych przez PO kupowane były "nie tylko garnitury dla premiera Donalda Tuska, (...) ale także wytworne kreacje dla jego żony Małgorzaty".
Tusk na konferencji prasowej w Elblągu zwrócił uwagę, że jego żona Małgorzata "ma obowiązki, które wykonuje społecznie". Jak dodał, są one związane z faktem, że często jest ona "współgospodynią wizyt państwowych, musi się opiekować współmałżonkami gości zagranicznych lub jest zobowiązana towarzyszyć mu w wielu wizytach, kiedy po drugiej stronie także są współmałżonkowie lub współmałżonki przywódców". "To się wiąże z tego typu kosztami" - dodał szef rządu.
Przypomniał, że już wcześniej zapadła decyzja o skasowaniu funduszu reprezentacyjnego, który przysługiwał poprzednim premierom oraz, że "wydatki związane z reprezentacją będą pokrywane ze środków partyjnych".
"To także jest kontrowersyjne i budzi emocje, ale wydaje mi się uczciwsze, biorąc pod uwagę fakt, że te wydatki PO pokrywa ze środków własnych, a nie z dotacji, czyli ze zwrotu za kampanie wyborcze, oraz ze składek i darowizn".
"Zdaję sobie sprawę, że to zawsze będzie budziło emocje, ale podobnie jak ja muszę sensownie wyglądać na tle naszych partnerów w Europie czy na świecie, to także często dotyczy mojej małżonki, która nie pracuje, nie ma etatu ani partyjnego, ani państwowego. Postawiła taki warunek - jeśli mam reprezentować od czasu do czasu państwo polskie muszę wyglądać" - zaznaczył Tusk.
Podkreślił jednocześnie, że finansowanie i wydatki partii są jawne, cała dokumentacja jest do dyspozycji PKW, "czyli instytucji, która bada i kontroluje wydatki każdej z partii".