Jak wytłumaczyć najprościej tajemnicę Trójcy Świętej? Powiedzmy skromniej, jak przybliżyć się do tej tajemnicy?
26.05.2013 10:17 GOSC.PL
Najbardziej do wysiłku zmuszają kaznodziejów kazania dla dzieci. Nie było łatwo, ale walczyłem. Mniej więcej w taki sposób. Wyszedłem od tego, że najkrótsza modlitwa do Trójcy to znak krzyża. „W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. Tymi słowami i towarzyszącym im gestem zapraszam Boga, aby mnie ogarnął, przytulił, włączył w swoją „wspólnotę” Ojca, Syna i Ducha Świętego. Oddaję Bogu w ten sposób całego siebie, ciało i duszę, swoją codzienność, pracę i zabawę, wszystko.
Bóg jest tajemnicą. Ale również drugi człowiek jest tajemnicą. Kiedy przyjeżdżamy do sanatorium z rożnych stron Polski, to się nie znamy. Jesteśmy nawzajem dla siebie tajemnicami. Ale po trzech tygodniach Ania już wie sporo o Małgosi i odwrotnie. Znają swoje tajemnice. Może jeszcze nie wszystkie, ale niektóre już tak. Dlaczego? Bo dziewczyny się zaprzyjaźniły, spędzają ze sobą czas, lubią się wzajemnie, wciąż ze sobą rozmawiają. Aby poznać Boga, trzeba się z Nim zaprzyjaźnić, przebywać, rozmawiać. Wtedy poznamy Go lepiej, choć nigdy do końca. Kiedy więc mówimy, że Bóg jest największą tajemnicą, to nie znaczy, że nie da się Go poznać, tylko że zawsze można poznawać Go lepiej i głębiej, bez końca. Poznawanie to nie tylko rozum, ale zaangażowanie, przyjaźń, miłość.
Ludzie nie potrafią być sami, potrzebują innych ludzi do szczęścia. Dlatego tworzą między sobą różne wspólnoty. Rodzinę, szkołę, przyjaciół na podwórku, w sanatorium itd. Powstają między nami więzy, znamy się po imieniu, potrzebujemy siebie nieraz tak mocno, że nie umiemy bez siebie żyć, tak nam ze sobą dobrze. Jesteśmy tacy ponieważ jesteśmy podobni do Boga, który jest Trójcą. A On sam jest właśnie „wspólnotą” Osób, które nie potrafią bez siebie żyć. Między Ojcem, Synem i Duchem Świętym panuje tak wielka zgoda, tak wielka miłość, że są nierozłączni. Są zawsze razem jak najbardziej zgrana drużyna. Są tak wielką jednością, że mówimy „jest jeden Bóg”.
Zauważmy, że we wspólnocie z innymi, odkrywam, że jestem kimś wyjątkowym. Nie ma drugiej takiej samej Ani czy Tomka. Im bardziej żyję z kimś w przyjaźni, tym bardziej poznaję nie tylko tajemnicę innych ludzi, ale lepiej poznaję siebie samego, wiem, kim ja naprawdę jestem. Wspólnota nie oznacza, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Jesteśmy różni, ale możemy tworzyć bardzo zgraną paczkę. Tak właśnie jest w Trójcy. Ojciec, Syn i Duch Święty różnią się między sobą, ale pozostają niezwykłą jednością. Bóg uczy więc nas, że bycie człowiekiem polega na budowaniu związków z innymi, spotykaniu się, rozmawianiu, pomaganiu sobie, wzajemnej odpowiedzialności, przyjaźni, miłości. I bardziej jestem z innymi i dla innych, tym bardziej jestem kimś. Kimś naprawdę oryginalnym i ważnym. Kiedy myślę tylko o sobie i zapominam o innych, wtedy zaczynam się pomniejszać, jakby kurczyć, znikać.
Pointa dla dorosłych. Prawda o Trójcy Świętej, z pozoru odległa, abstrakcyjna, ma genialne przełożenie na nasze życie. Uczy nas, że człowiek nie może być sam. Musi żyć w relacji do innych. Ale prawdziwie ludzkie relacje to takie, które nie tylko, że nie umniejszają oryginalności żadnej z osób, ale wydobywają osobowość na światło dzienne. Pogodzenie jedności i różnorodności jest możliwe. Co więcej konieczne. Zarówno uniformizm, jak i indywidualizm są niszczące. Jak powiada prosto i genialnie ks. Jan Twardowski: „Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka / gdyby wszyscy byli silni jak konie / gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości / gdyby każdy miał to samo / nikt nikomu nie byłby potrzebny”.
ks. Tomasz Jaklewicz