Czy warto kruszyć kopie o możliwość zdawania matury z religii? Przecież – powiedzą sceptycy – nawet piątka na maturze z religii niekoniecznie musi iść w parze z głęboką wiarą. To święta prawda.
W przekazie wiary fundamentalne znaczenie ma osobiste doświadczenie, o czym przekonuje ks. bp Edward Dajczak w rozmowie z GN (s. 22–25). Nie katechizmowe formułki, ale spotkanie Jezusa prowadzi do wiary. Skoro wiedza religijna, nawet głęboka i gruntowna, nie jest gwarancją wiary, to po co zabiegać o maturę z religii? Ano między innymi z tego powodu, że na katechezie obok wiary można zdobyć też i wiedzę, zresztą całkiem sporą – z zakresu historii Kościoła, Biblii czy dogmatyki. Piszę „można zdobyć”, bo z różnych powodów uczniowie bywają odporni zarówno na jedno, jak i na drugie. O tym zastrzeżeniu trzeba pamiętać, ale nie jest ono zarezerwowane tylko dla katechezy. Po całym kursie szkoły podstawowej i średniej niejeden uczeń nie potrafi powiedzieć zdania po angielsku, a to przecież przedmiot hołubiony i powszechnie uznawany za niezwykle potrzebny w życiu. Ale wracając do matury z religii. Jednym z najprostszych argumentów za takim prawem są wydziały teologiczne. Jest ich w Polsce 12, w tym 8 na uczelniach świeckich. Na wydziale teologicznym uprawiana jest nauka. Nikt tego nie kwestionuje, no może poza niektórymi członkami partii pana z miasta Biłgoraj, ale ich opinie mało kto traktuje poważnie. Skoro można zdawać na maturze matematykę, by potem studiować na przykład na wydziale matematycznym, to podobnie uczniowie powinni mieć prawo do egzaminu dojrzałości z religii, by dalej kształcić się na wydziale teologicznym. Ponieważ jest to jasne i oczywiste jak konstrukcja cepa, dlatego osoby kwestionujące takie rozumowanie jestem skłonny posądzić o złą wolę. W tym szaleństwie jest bowiem cel. Brak religii na maturze obniża rangę tego przedmiotu. A warto wiedzieć, że gdyby katechezę szkolną otaczała tak samo dobra aura, jaka towarzyszy na przykład nauczaniu języków obcych, to katecheci znajdowaliby się w komfortowej sytuacji. Statystyczny nauczyciel angielskiego nie musi jakoś specjalnie przekonywać do swojego przedmiotu, a katecheta i owszem. Zdaję sobie sprawę, że wprowadzenie możliwości zdawania religii na maturze nie zmieni w istotny sposób stanu religijności młodzieży. W gruncie rzeczy jest to niewielki problem, o którego rozwiązanie trzeba się jednak upominać. Choćby z tego powodu, że uczniom takie prawo przysługuje. Można zdawać wiedzę o tańcu, dlaczego nie wiedzę o religii katolickiej? Zablokowanie przez rząd prac nad maturą z religii prowadzi do dwóch wniosków. Albo rządzący nie rozumieją konstrukcji cepa, albo kierują się złą wolą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk