Mimo coraz bardziej napiętej sytuacji w Syrii trapistki chcą pozostać blisko tamtejszej ludności. Zgodnie z regułą swego zakonu żyją one w niewielkim klasztorze oddalonym od dużych skupisk ludności, zajmują się pracą fizyczną i uprawą ziemi.
Siostry nieustannie starają się też nawiązywać kontakt z miejscową ludnością, wchodzić z nią w dialog i służyć jej pomocą.
Mieszkańcy są bardzo wdzięczni, że mimo narastających trudności siostry nie wyjechały. Zwłaszcza, że chrześcijanie stanowią w tym regionie bardzo nieliczną grupę, w większości mieszkają tam bowiem muzułmanie, głównie szyici.
„Nasza reguła uznaje, że powinnyśmy nawiązywać relacje z tymi, wśród których żyjemy. Próbujemy więc przeciwdziałać wzmagającej się wrogości między ludźmi różnych religii i grup etnicznych” – mówi jedna z zakonnic.
Przypomina, że jeszcze dwa lata temu wszyscy żyli tu w zgodzie bez względu na różnicę przekonań. Rebelia zniszczyła jednak tę harmonię i ludzie stracili do siebie zaufanie. „Zobaczymy, co się wydarzy, chcemy tu pozostać. Na wzór trapistów zamordowanych w Tibhirine, którzy z powodu głębokiej więzi z tamtejszą ludnością nie opuścili Algierii mimo gróźb ze strony muzułmańskich fundamentalistów” – podkreśla włoska siostra trapistka.