Co najmniej 700 uratowanych Żydów, przeważnie dzieci – takie dane przyniosła kwerenda przeprowadzona w 2009 roku w 27 żeńskich zgromadzeniach zakonnych na temat ich pomocy Żydom w czasie okupacji niemieckiej w Polsce.
Ankietę przeprowadzono na prośbę Konferencji Wyższych Przełożonych Zgromadzeń Żeńskich. Siostry odpowiedziały na pytanie kogo i gdzie ratowały ich poprzedniczki, w jaki sposób pomagały, w ilu placówkach i kto był zaangażowany w niesienie pomocy. Po wojnie 15 zakonnic otrzymało medal "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata", przyznawany przez izraelski Instytut Yad Vashem.
Zgromadzone przez zakonnice dane zostały przekazane Komitetowi dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów, który zbiera informacje o wszelkich rodzajach pomocy, udzielanej przez Polaków ich żydowskim współobywatelom w tragicznych latach okupacji niemieckiej.
Co mówią liczby?
Ankiety wypełniło 27 zgromadzeń żeńskich – prawie połowa wszystkich czynnych wspólnot zakonnych, obecnych na obszarze II Rzeczpospolitej w czasie wybuchu wojny. Siostry odpowiadały na pytanie, ilu osobom i jakiego rodzaju pomoc została udzielona, wymieniały placówki, które dawały schronienie oraz imiona i nazwiska zakonnic zaangażowanych w tę pomoc. Do wielu ankiet dołączone są odpisy przechowywanych w archiwach świadectwa sióstr, spisywane nieraz sporo lat po wojnie. W dużej ich części przewija się stwierdzenie, że o wielu faktach nigdy się nie dowiemy, gdyż osoby organizujące pomoc już nie żyją. Nie do odtworzenia są też dane z wielu klasztorów, które po zakończeniu wojny znalazły się w obrębie Związku Sowieckiego, więc tamtejsze wspólnoty ulegały rozproszeniu lub musiały się repatriować do nowo nakreślonej na mapie Polski. Tylko w nielicznych wypadkach pomoc zagrożonym współobywatelom została szczegółowo opisana i przekazana badaczom.
Dane, które dało się ocalić od zapomnienia potwierdzają, że 27 zgromadzeń żeńskich uratowało od zagłady co najmniej 700 Żydów – dorosłych, ale przede wszystkim dzieci. Są to dane zaniżone – słowo „kilka” zostało zinterpretowane minimalnie – jako 4 (gdy siostry piszą „kilka osób”, „kilkuosobowa rodzina”).
Z ankiet wynika, że w latach 1939-1945 w prawie połowie czynnych zgromadzeniach żeńskich, w ok. 160 placówkach – klasztorach, sierocińcach, szpitalach i in. – udzielono pomocy ponad 700 Żydom. W tę pomoc zaangażowały się 264 siostry wymienione z imienia i nazwiska. W bardzo wielu wypadkach w rubryce „Nazwisko siostry i wspólnoty” wpisywano „Wspólnota sióstr”, co oznacza, że wszystkie członkinie zamieszkujące w konkretnym klasztorze były świadome niebezpieczeństwa i czynnie włączały się w pomoc potrzebującym – od kilkuosobowej „załogi” aż po zakłady, w których pracowało nawet kilkadziesiąt sióstr. Siostry Franciszkanki od Cierpiących podają np., że w warszawskim szpitalu, w którym pomagały Żydom, pracowało 51 sióstr.
W 46 placówkach decyzję o udzieleniu pomocy podejmowały przełożone klasztoru lub zakładu, w trzech wypadkach – m. Teresy Kierocińskiej, współzałożycielki Zgromadzenia Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus), m. Dominiki Marii Szymczewskiej (ze Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Samarytanek) oraz m. Emmanueli Mrozowskiej (urszulanki Unii Rzymskiej) – były to przełożone prowincjalne lub generalne. Całe wspólnoty uznawały tym samym, że w nowych, tragicznych okolicznościach zachodzi konieczność rozszerzenia ich dotychczasowej posługi o pomoc prześladowanym Żydom i konsekwentnie swoje nowe zadanie wypełniały.
Zdarzało się, że za opiekę nad Żydami odpowiadała oddelegowana przez przełożoną zakonnica. W Warszawie przy ul. Żytniej była to s. Bernarda Julia Wilczek ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. O jej odwadze i przemyślności krążyły legendy. Inne siostry pomagały jej w razie potrzeby. Zaś bliskość getta stwarzała niezliczone możliwości pomocy, zwłaszcza w okresie likwidacji tzw. małego getta.
Zakonnice udzielały pomocy zazwyczaj spontanicznie – gdy ktoś podrzucił lub przyprowadził dziecko albo gdy dorośli błagali o pomoc. Benedyktynki samarytanki z Henrykowa zaopiekowały się chłopczykiem wyrzuconym z jadącego do obozu w Auschwitz transportu. Był owinięty w poduszki, więc nie odniósł obrażeń. Tadeusz, gdyż takie imię otrzymał, bezpiecznie doczekał końca wojny. Służebnice starowiejskie z Piotrkowa Trybunalskiego przyjęły do sierocińca kilkumiesięcznego chłopca, znalezionego w parku. Ta historia także skończyła się szczęśliwie i w 1945 r. rodzice odebrali dziecko i wyjechali z nim do Palestyny.
Wśród ukrywających się były i osoby anonimowe i wybitne – w Henrykowie od 1943 r. u samarytanek ukrywał się Leon Schiller, u felicjanek w Krakowie ukrywała się Maria Kiepurowa, matka światowej sławy śpiewaka operowego – ta pomoc była zazwyczaj wcześniej przygotowywana.
Przenicowany płaszcz, podkop pod murem
Pomoc była bardzo różnorodna – poczynając od udzielania doraźnej pomocy materialnej, dokarmiania, udzielenia schronienia na kilka dni, wyszukania rodzin, które miały odwagę zaopiekować się żydowskim dzieckiem czy wyrobienia aryjskich papierów, przechowanie mienia – aż po kilkuletnie ukrywanie prześladowanych. Sytuacja w Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża z Lasek była specyficzna – do wspólnoty należały cztery Żydówki i to im w pierwszym rzędzie współsiostry musiały zapewnić przeżycie, choć udzieliły schronienia także innym osobom, zaś żydowskie dzieci włączały do grupy dzieci niewidomych.
Urszulanki Serca Jezusa Konającego przez trzy lata ukrywały dr Zofię Rosenblum-Szymańską, zmartwychwstanki z Miry półtora roku przechowywały Oswalda Rufeisena, późniejszego karmelitę.
Najczęściej udzielaną pomocą doraźną było dożywianie głodujących (robiły to praktycznie prawie wszystkie wspólnoty) lub zatrudnianie ich w prowadzonych placówkach, a także wyrabianie aryjskich papierów, co umożliwiało dalsze ukrywanie się na własną rękę.
Michalitki z Radomia dawały pożywienie żydowskim dzieciom, gdyż ich dom zakonny był po sąsiedzku z gettem. Siostry Sacré Coeur w największej tajemnicy dzieliły się jedzeniem z członkami Judenkommando. Należąca do tego zgromadzenia siostra Antonina Jaworska w Zbylitowskiej Górze przekazywała im żywność, którą musiała ukrywać pod fartuchem. W lwowskim szpitalu prowadzonym przez to samo zgromadzenie zakonnice wspierały Żydów zatrudnionych przy pracach porządkowych. Gdy s. Antonina Bulczak podała jednemu z nich kawałek chleba o mało nie została rozstrzelana.
W wielu wypadkach zakonnice wykazywały się dużą determinacją – franciszkanki szpitalne, które prowadziły szpital dla nieuleczalnie chorych i dom starców w Ludwikowicach zrobiły podkop pod płotem getta i tam po kryjomu przynosiły jedzenie.
Wiele zakonnic wyspecjalizowało się w wyrabianiem aryjskich papierów. We Lwowie zajmowały się tym siostry Sacré Coeur – przełożona Zofia Gunter oraz s. Zofia Włodarkiewicz. Szarytki z Prowincji Krakowskiej w Zebrzydowicach zaopatrywały prześladowanych w podrobione dokumenty i wyszukiwały dla nich bezpieczne kryjówki.
Benedyktynki samarytanki, które wykazały się wielkim heroizmem w ratowaniu zagrożonych, wyrobiły w Henrykowie w 1942 r. kenkarty 16 dziewczętom. Dokumenty załatwiła s. Norberta Ziółkowska. Młode kobiety zostały ukryte w skrzydle domu, gdzie znajdowała się klauzura. Klauzura była miejscem schronienia dla rodziny Hornów w klasztorze Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego w Lublinie. Do domu przyjęła zbiegów przełożona Zdzisława Ślusarczyk. Zamieszkali w celi s. Alojzy Truszkowskiej, która przez pewien czas mieszkała razem z nimi. Gdy Hornowie znaleźli się w 1942 r. na Majdanku, s. Alojza wydostała ich z obozu, pokazując Niemcom pismo, że są oni pracownikami w klasztorze. Dzięki tej pomocy prawie cała rodzina przeżyła okupację.
Dorośli byli nieraz zatrudniani w zakonnych placówkach. Urszulanki Unii Rzymskiej zatrudniały w Warszawie przy ul. Oczki starszego Żyda jako woźnego w bursie, zaś w Sierczy k. Wieliczki byłego pracownika kolei jako furmana.
Nieraz siostry przebierały dorosłe Żydówki w habity zakonne. Dzięki takiemu przebraniu dr Goldfajnowa, ukrywana przez Misjonarki Świętej Rodziny, przeżyła wojnę – z Prużan, gdzie utworzono getto, przedostała się w habicie do Generalnej Guberni. Eugenia Szymańska przebrana za postulantkę w Zgromadzeniu Benedyktynek Samarytanek pracowała w nadzorowanych przez Niemców warsztatach kolejowych w Pruszkowie.
Po wojnie 15 polskich zakonnic zostało odznaczonych medalem Yad Vashem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.
Dlaczego pomagały
Decyzja o udzieleniu pomocy Żydom nie była łatwa. Od 15 października 1941 r. obowiązywało zarządzenie gubernatora generalnego Hansa Franka, w myśl którego na terenach okupowanych za ukrywanie Żydów niezwłocznie była wykonywana kara śmierci na każdym Polaku i całej jego rodzinie.
Podejmując ryzyko zakonnice narażały więc nie tylko własne życie, ale także swoich podopiecznych oraz prowadzone przez siebie dzieła. Mimo zagrożenia podejmowały heroiczne decyzje. Przeważnie musiały to robić samotnie, gdyż kontakt z przełożonymi był utrudniony lub niemożliwy – siostry musiały same rozeznać, jakie decyzje są zgodne z duchem Ewangelii. Odpowiedź była dla nich oczywista.
Franciszkanka Rodziny Maryi, legendarna matka Maria Getter, gdy żydowska dziewczyna prosiła ją o ratunek, powiedziała: „Dziecko moje, ktokolwiek przychodzi na nasze podwórze i prosi o pomoc, w imię Chrystusa, nie wolno nam odmówić”.
Elżbietanka s. Gertruda Marciniak, przełożona domu dziecka w Otwocku, przyjmując żydowskie dziecko powiedziała: „Co będzie z dzieckiem, będzie i ze mną”. Pomoc była znakiem solidarności z prześladowanymi bliźnimi. W wielu świadectwach przewija się informacja, że udzielanie pomocy nie było odgórnym nakazem przełożonych – każda siostra, która się w pomoc angażowała, robiła to dobrowolnie, świadoma niebezpieczeństwa.
Za pomoc udzielaną Żydom zostały zamordowane w Słonimie (dziś na Białorusi) niepokalanki s. Ewa Nojszewska i s. Marta Wołowska, beatyfikowane w gronie 108 męczenników II wojny światowej. Przełożona domu w Kołomyi urszulanka Unii Rzymskiej s. Teresa Dettlaff musiała uciekać do Krakowa, gdyż ukrywała Żydów i zastała zadenuncjowana. Domy zakonne, szpitale i sierocińce, prowadzone przez zgromadzenia były regularnie poddawane rewizji i inwigilowane, jednak mimo tego udawało się, tak jak benedyktynkom – samarytankom w Pruszkowie udzielać pomocy na wielką skalę.
Dane pochodzące z 27 zgromadzeń pozwalają na pewne uogólnienia. – Pomoc Żydom w czasie okupacji była zjawiskiem powszechnym – powiedział KAI dr Jan Żaryn z IPN, członek Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów.
Zwraca uwagę, że w ankietach nie zostały uwzględnione „rekordzistki”, czyli siostry ze Zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryi, gdyż w około 40 placówkach zakonnice uratowały ok. 500 dzieci i 250 osób dorosłych. Brakuje też danych o siostrach ze Zgromadzenia od Aniołów, Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus czy wielu zgromadzeń honorackich, a one też aktywnie ratowały prześladowanych. Dodał, że nie są znane przypadki odmowy pomocy, choć należy pamiętać, że zakonnice musiały się borykać także z ograniczeniami materialnymi, wojenną biedą – brakiem żywności, łóżek, pościeli.
Historyk IPN zwrócił uwagę na motywację katolickich zakonnic, które podejmowały bardzo trudne decyzje „w imię Chrystusa”. Prześladowany Żyd był bliźnim, w którym widziały samego Jezusa. Często decyzję podejmowały przełożone danej placówki, w przeważającej liczbie wypadków w pomoc angażowała się cała wspólnota domu zakonnego. Im dojrzalsza wiara i głębsza formacja chrześcijańska, tym bardziej stawało się oczywiste, że trzeba pomagać żydowskim współobywatelom, godząc się, że trzeba będzie za to zapłacić nawet najwyższą cenę.