Ojciec święty Franciszek w homilii zaakcentował rzeczy, które pewnie wielu zaskoczyły. Ale widocznie tych rzeczy właśnie nam trzeba.
19.03.2013 11:33 GOSC.PL
– Nie powinniśmy bać się dobroci ani też wrażliwości! – powiedział papież Franciszek na inauguracji pontyfikatu. I za chwilę znów: Nie powinniśmy bać się dobroci, czułości!
Motyw wrażliwości pojawiał się w homilii papieża więcej razy.
Czułość? Wrażliwość? Dziś rzadko sięga się po takie kategorie, bo są uważane za drugorzędne – bliskie emocjom, uczuciom. A emocje nie są cenione, tak jakby nie były istotną częścią ludzkiej osobowości. Niektórych być może takie słowa wręcz obrażą, jako propagujące „pobożność ludową”.
A jednak właśnie to jest Ewangelia. I właśnie to mówił święty Franciszek – człowiek bardzo emocjonalny. Jego krzyk, że „miłość nie jest kochana”, to nie była żadna wysublimowana teologia – to była właśnie „pobożność ludowa”. To było samo sedno nauki Chrystusa – miłość, która znajduje wyraz w konkretach: w zaradzeniu potrzebom głodnych, spragnionych, przybyszów, nagich, chorych, w więzieniu.
Każdy papież zwraca uwagę na coś innego, a wszystko razem składa się na Dobrą Nowinę. Głupio byłoby chcieć, żeby papież Franciszek był Janem Pawłem II albo Benedyktem XVI, bo nie po to Bóg uczynił nas różnymi, żebyśmy mieli udawać klony innych ludzi. Jeśli NA DZIŚ otrzymujemy papieża Franciszka, który zwraca uwagę na serce, na odczuwanie, współczucie, który akcentuje miłość służebną, to znaczy, że DZIŚ jest to najbardziej Kościołowi potrzebne.
Franciszek Kucharczak