Chcieliśmy się modlić z kardynałami. Nie pozwolono nam. Setki osób przylgnęło więc do grobu Jana Pawła II.
06.03.2013 19:35 GOSC.PL
To był jeden ze smutniejszych, ale i po chwili napawających wielką nadzieją widoków w kościele. W środowy wieczór kardynałowie z całego świata obecni w Rzymie spontanicznie zebrali się na modlitwie w intencji Kościoła i nowego papieża. Jak tłumaczył w czasie konferencji prasowej ks. Federico Lombardi, rzecznik Stolicy Apostolskiej, duchowni chcą dać przykład wiernym, by zanim rozpocznie się konklawe, uklękli przed Panem, zatopili się na modlitwie i wsłuchali w Jego głos. Zaprosili więc wiernych Rzymu na nieszpory. Mobilizacja w parafiach była imponująca. Na godzinę przed nieszporami, w kolejce do Bazyliki, w strugach deszczu wyczekiwały schowane pod kolorowymi parasolami tłumy świeckich i duchownych. Byli też turyści. Zatrzymywali się we wnętrzu kościoła, widząc z dala łąkę czerwonych biretów kardynalskich.
Sala Stampa pozwoliła o 15.30 do bazyliki wejść 20 kamerzystom i fotoreporterom (wybierani na chybił trafił; większość to jednak włoscy operatorzy…). Dwudziestu na 4300 akredytowanych dziennikarzy! Reszta – jak usłyszeliśmy – wchodzi na modlitwę z wiernymi. I dobrze, tak lepiej. Więc weszliśmy. A przynajmniej próbowaliśmy. I kłopot w tym, że ani nam, ani przemoczonym do suchej nitki wiernym nie pozwolono zbliżyć się nawet do prezbiterium kościoła. Zatrzymywano wszystkich na wysokości figury siedzącego Św. Piotra (mniej więcej w połowie bazyliki). Bynajmniej nie dlatego, że przy kardynałach był tłum. Nie. Na miejscu modlitwy, za ołtarzem głównym garstka ludzi. Tym udało się wejść dwie godziny przedtem. Żandarmeria odprawiała z kwitkiem nie tylko wiernych i dziennikarzy, ale siostry zakonne, księży, zakonników. Obok mnie stała grupka sióstr Baranka, które przyjechały do Rzymu razem z kard. Schonbornem z Wiednia. „Zrozumcie – próbowały tłumaczyć ochronie bazyliki – przyszłyśmy modlić się z kardynałami o nowego papieża. To takie ważne”. Nie pomagały też tłumaczenia setek dziennikarzy, że przecież to nasza praca, po to tu jesteśmy. „Wolno nam przepuszczać tylko kardynałów” – odpowiadali niewzruszeni strażnicy. I przepuszczali.
Ale zrobiło mi się jakoś smutno, kiedy enty z kolei kardynał przeciskał się przez tłum i wślizgiwał przez ledwo uchyloną barierkę, zaporę do wejścia dla wiernych na modlitwę… Smutno, bo czy nie wystarczyłby jeden gest, jedno stanowcze: wpuśćcie tych ludzi, bo chcą się modlić, i ta tragikomedia by się zakończyła? Jeden z purpuratów tak zrobił, pomagając przepuścić swoją znajomą. Ale przecież nieszpory nie były zamknięte dla wiernych, a ci ostatni nie dobijali się do zakazanego miejsca, na nikogo nie czyhali. Chcieli się modlić ze swoimi pasterzami. Z tymi, pośród których jest nowy papież…Te tłumy przyszły do bazyliki, bo czuły w jakim historycznym, trudnym i ważnym momencie jest Kościół i że bez łączności z Bogiem nic nie zrobimy. Bez wspólnoty. Jak się czuły?
Nieszpory zaczęły się różańcem. Kilkadziesiąt osób próbowało w tłumie krzyczących i wymachujących aparatami turystów chwycić różańce i zatopić się na modlitwie (czy na czas nieszporów nie trzeba było raczej pilnować ciszy, niż odpychać tych którzy jej tu szukali? Przecież nawet tutejsi żandarmi to też ludzie, służą w bazylice-matce Kościoła).
Odwróciłam się więc na pięcie, lekko poirytowana sytuacją i chciałam wychodzić z Bazyliki Św. Piotra. Ale coś ścisnęło mi serce i porwało przed grób Jana Pawła II.
Uklękłam na marmurowej posadzce, wpatrując się w łaciński napis Joannes Paulus PP. II. I nagle wokół mnie zrobiło się najpierw niebiesko od habitów sióstr od Baranka z Wiednia, a potem już kolorowo od tłumu. Twarze osób, które przed chwilą próbowały daremnie wejść na zwołaną przez kardynałów modlitwę. „Tu jest dobrze, prawda. Jak u taty” – odwróciła się do mnie zakonnica. Wymieniłyśmy przez łzy uśmiechy. „Tu się będziemy modlić o nowego dobrego papieża”.
Wokół grobu błogosławionego Polaka zapanowała cisza. I czuło się unoszący się pokój rozmodlonych serc. I tęsknotę wiernych Kościoła za ciepłem i świętością. Za pośrednikiem między nami a Chrystusem. Inaczej nie przyszliby tak gęsto do grobu błogosławionego papieża.
Z Rzymu Joanna Bątkiewicz- Brożek