W orędziu o stanie państwa prezydent Barack Obama położył nacisk na pobudzanie gospodarki oraz nakreślił kalendarz wycofania sił USA z Afganistanu. Ale to apel do Kongresu o reformy ws. broni palnej zabrzmiał najsilniej, wzbudzając owacje na stojąco.
"Oni zasługują na to głosowanie; oni zasługują na to proste głosowanie" - powtarzał wielokrotnie w pełnym emocji przemówieniu Obama, wskazując na zaproszone do siedziby Kongresu rodziny ofiar, które zginęły w wyniku przemocy z użyciem broni palnej.
Przekonywał, że ogromna większość Amerykanów opowiada się obecnie za zmianą prawa, w tym za wprowadzeniem obowiązkowych kontroli wszystkich kupujących broń, by ograniczyć dostęp do niej osobom niebezpiecznym. "Jeśli chcecie głosować przeciwko - mówił do najbardziej konserwatywnych polityków Partii Republikańskiej, którzy odrzucają reformę - to wasz wybór, ale rodziny w Newtown zasługują na głosowanie" - powtórzył. Sala reagowała owacjami na stojąco. Od grudniowej tragedii w szkole w Newtown w Connecticut, gdzie szaleniec zabił 20 dzieci, w USA od broni palnej zginęło ponad tysiąc osób - dodał.
Trwające około półtorej godziny doroczne orędzie o stanie państwa, wygłoszone we wtorek wieczorem czasu lokalnego, Obama skierował nie tylko do kongresmenów, ale także do obywateli, szukając ich poparcia dla swej polityki na rozpoczętą właśnie drugą kadencję. Zdaniem ekspertów Obama bardzo potrzebuje tego poparcia, by stawić czoło bezprecedensowej polaryzacji partii politycznych w obecnym Kongresie. Demokraci i Republikanie nie są w stanie porozumieć się w podstawowych kwestiach; tymczasem Kongres jest bardzo podzielony: w Senacie większość mają Demokraci, a w Izbie Reprezentantów bardzo nieprzychylni Obamie Republikanie.
"Amerykanie nie oczekują, by rząd rozwiązał wszystkie problemy, ale oczekują, że rząd będzie przedkładał interes narodowy nad partyjny" - powiedział prezydent. Podkreślił, że rząd USA ma pracować "na rzecz wszystkich Amerykanów, a nie tylko niektórych", by umożliwić "każdemu dziecku osiągnięcie sukcesu".
Zaapelował do Kongresu, by podniósł minimalne zarobki z 7,25 dolara do 9 dolarów za godzinę, by dostosować je do obecnych kosztów życia. "Musimy zapewnić, że w najbogatszym kraju na świecie żadna rodzina, która pracuje w pełnym wymiarze godzin, nie żyje poniżej progu biedy" - powiedział.
Większą część przemówienia Obama poświęcił gospodarce, zapowiadając działania pobudzające wzrost gospodarzy oraz walkę z bezrobociem, wynoszącym obecnie 7,9 proc. "Naszą pracę musimy zacząć od decyzji budżetowych, by wzmocnić gospodarkę" - podkreślił. W ramach ograniczania długu chciałby np. wstrzymania kosztownych dotacji państwa dla prywatnych firm opieki zdrowotnej.
Zapowiedział inwestycje w przemysł (1 mld dol. na budowę tzw. inkubatorów przemysłu), infrastrukturę (m.in. na naprawę 70 tys. mostów w USA), walkę ze zmianami klimatycznymi i promocję energii odnawialnej. Ostrzegł, że jeśli Kongres nie będzie chciał przyjąć ustawodawstwa dotyczącego walki ze zmianą klimatu, to wówczas sam to zrobi w ramach dekretów prezydenckich. "Jeśli Kongres nie będzie działać, by chronić przyszłe pokolenia, przedstawię dekrety wykonawcze, by zredukować zanieczyszczenia, przygotować społeczeństwo na zmiany klimatu i przyspieszyć przejście na energię odnawialną" - wskazał.
Ogłosił też, że niebawem USA rozpoczną negocjacje w sprawie nowego porozumienia o wolnym handlu z Unią Europejską, co jego zdaniem doprowadzi do stworzenia "jednej z najważniejszych stref wolnego handlu na świecie" i też przyczyni się do wzrostu gospodarczego.
Podczas orędzia poinformował też, że podpisał we wtorek od dawna oczekiwany dekret w sprawie wzmocnienia obrony kraju przed cyberatakami. Chodzi, jak wyjaśnił, o zwiększenie bezpieczeństwa "strategicznej infrastruktury", w tym firm, które dzielą się informacjami tajnymi. Ale i tu, dodał, dalsze kroki wymagają ustaw Kongresu.
Kolejny raz prezydent zaapelował do parlamentarzystów o głęboką reformę imigracyjną, która otworzy drogę do legalizacji, a następnie uzyskania obywatelstwa, przynajmniej dla części z 11 mln przebywających w USA nielegalnych imigrantów. "Zróbmy to! Przyślijcie mi w ciągu kilku miesięcy ustawę, to ją podpiszę natychmiast" - apelował do Kongresu, z uznaniem przyjmując wysiłki części senatorów, którzy pracują nad projektem w tej sprawie. Wielu Republikanów jest jednak przeciwnych, argumentując, że to "amnezja", która tylko zwiększy falę nielegalnych imigrantów.
W krótszej części orędzia, dotyczącej polityki zagranicznej, Obama nakreślił kalendarz wycofywania się USA z Afganistanu. "Mogę ogłosić, że w tym roku 34 tys. amerykańskich żołnierzy wróci do domu z Afganistanu" - zapowiedział. To ok. połowy z liczącego obecnie 66 tys. żołnierzy kontyngentu. Sprecyzował, że wycofywanie będzie "kontynuowane", a "do końca przyszłego roku nasza wojna w Afganistanie będzie zakończona".
Po dekadzie wojen, mówił Obama, "nie ma już potrzeby, byśmy wysyłali tysiące córek i synów za granicę". Zamiast tego USA powinny pomagać innym krajom, jak Libia, Jemen czy Somalia, by mogły zadbać one o własne bezpieczeństwo, a także wesprzeć je w zwalczaniu grup terrorystycznych, jak Al-Kaida.
Obama potwierdził, że USA "rozpoczną rozmowy z Rosją, w celu dalszej redukcji naszego arsenału broni nuklearnej"; zdecydowanie potępił też przeprowadzoną wcześniej tego dnia przez Koreę Północną próbę nuklearną.
Przemówienie Obamy transmitowały w czasie największej oglądalności duże stacje telewizyjne. Widzowie, którzy oglądali orędzie w internecie na stronie Białego Domu, mogli jednocześnie śledzić rozmaite slajdy i wykresy, które ilustrowały poszczególne wątki przemówienia.