Rząd nie przygotował Polski na kryzys, nie rozwiązuje podstawowych problemów - uważa prof. Piotr Gliński, kandydat PiS na premiera rządu technicznego. W rozmowie z PAP zapowiada, że zaproponuje klubom sejmowym zestaw ustaw antykryzysowych, pakt społeczny i pakt samorządowy.
PAP: Czy Pana zdaniem Sejm powinien zgodzić się na ratyfikację paktu?
P.G.: Pakt zastępuje europejską solidarność nieufnością i centralnym nadzorem. W polityce europejskiej powinniśmy być podmiotowi, a nie upraszać się o miejsce w instytucjach, w których i tak nie mamy nic do powiedzenia. To są mrzonki, że trzeba "wejść" do Paktu, żeby móc decydować.
Jeżeli ktoś chce korzystać z naszego rynku - np. budować tu drogi, kupować przedsiębiorstwa, sprzedawać swoje towary i usługi, korzystać z naszej, wciąż jeszcze względnie taniej i fachowej, siły roboczej czy remontować koleje - musi się liczyć z naszymi interesami.
Nie stać też Polski na konsekwencje, które wiążą sie z Paktem, czyli wszystkie działania związane z ratowaniem strefy euro. Dlaczego już teraz przekazaliśmy część naszych rezerw walutowych na stabilizację budżetów państw bogatszych od nas? Gdzie sens? Jeżeli rząd chce o tym dyskutować, niech najpierw poda cenę. Ile to będzie Polskę kosztowało? I czy czasem to nie my zaczniemy dopłacać do bogatej i sytej Europy?
PAP.: Premier zapowiedział też rozpoczęcie debaty na temat przystąpienia Polski do strefy euro. Jakie jest Pana zdanie w tej sprawie? Kiedy Polska może spełnić warunki przystąpienia do wspólnej waluty europejskiej?
P.G. : Kampania na rzecz szybkiego pozbycia się przez Polskę własnej waluty ignoruje trzy ważne fakty. Po pierwsze nie spełniamy warunków, po drugie nie pozwala na to konstytucja, po trzecie nie chcą tego Polacy.
Euro jest projektem politycznym, a nie ekonomicznym. Wspólna waluta na niejednorodnym obszarze gospodarczym zawsze będzie rodzić problemy, zwłaszcza dla gospodarek słabszych strukturalnie i mniej konkurencyjnych, czyli takich jak polska.
Pozbawiłaby nas też możliwości obrony przed kryzysami za pomocą niezależnej, elastycznej polityki kursowej. Wprowadzenie euro to także - zawsze - zwykle podwyżki cen i spadek poziomu życia - i tak przecież relatywnie biednych - polskich rodzin. Wystarczy spojrzeć na bazary przy granicy ze Słowacją. Słowacy kupują u nas wszystko od proszku do prania po konserwy, bo u nich jest drożej.
Dodatkowo te miliardy na Fundusz Stabilizacyjny! Z czego? Dlatego nie tylko prawicowa opozycja, ale także wielu niezależnych ekspertów jest przeciwnych jakiemukolwiek pośpiechowi w kwestii euro. Ostatnio zdaje się do nich dołączać prezydent.
PAP: Rząd pracuje nad reformą służb specjalnych m.in. ABW. SLD zamierza złożyć projekt ustawy o likwidacji CBA. Czy ma Pan swoją wizję funkcjonowania tych służb?
P.G.: Dla opinii publicznej nie są jasne przyczyny tych zmian. Czy u ich podstaw leży osobiste rozdrażnienie premiera Tuska zlekceważeniem przez ABW pracy jego syna w liniach lotniczych należących do szefa Amber Gold, czy też racje rangi państwowej?
Gdyby chodziło o to drugie, reformy powinny być podjęte już w pierwszej kadencji rządów PO-PSL. CBA oczywiście powinno zostać, ale działać bardziej dynamicznie. Konieczna jest też spójna polityka antykorupcyjna państwa, której nie ma - nie spełniamy chociażby wytycznych antykorupcyjnej Konwencji ONZ z 2002 roku, mimo że ją ratyfikowaliśmy.
Wszystkie służby oczywiście powinny być koordynowane przez ośrodek premierowski, a kontrolowane przez Sejm - co wymaga zwiększenia uprawnień sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych - umocowanej tylko na poziomie regulaminu Sejmu. Nie jest podstawowym problemem szerokość kompetencji służb, ale ich właściwa koordynacja i nadzór. Z tym nasz kraj nie potrafi sobie poradzić od samego początku transformacji.
Nie ulega wątpliwości, że potrzebne są w tym zakresie rozwiązania kompleksowe. Nie skończą się jednak one sukcesem bez włączenia opozycji w proces diagnozy obecnej kondycji służb i wspólnego wynegocjowania ścieżki ich reform. Tymczasem Platforma od momentu objęcia władzy porzuciła wcześniej respektowany przez wszystkie ugrupowania rządzące dobry demokratyczny standard, że przewodniczącym tej komisji jest zawsze przedstawiciel opozycji. Dotyczy to zresztą także np. komisji skarbu. Bez zmiany podejścia na poziomie stosunku do opozycji wszelkie rozważania o reformie służb sprowadzą się do organizacyjnej fikcji.
PAP: Po odrzuceniu przez Sejm trzech projektów ustaw ws. związków partnerskich - dyskusja na ten temat na pewno wróci ponownie - SLD już złożył projekt w tej sprawie, głos zabrał prezydent. Jak pana zdaniem należy uregulować problemy nieformalnych par - m.in. sprawę dostępu do informacji o zdrowiu, kwestie majątkowe itp.?
P.G. : Ależ konkubinaty heteroseksualne, jeżeli chcą poważnie traktować swój związek mogą skorzystać z możliwości ślubu cywilnego; to żadna fatyga a chroni dzieci i oboje partnerów oraz najlepiej zabezpiecza interes społeczny. Nie może być tak, że ktoś żąda dla siebie praw, a nic nie chce dać od siebie wspólnocie, w której żyje i korzysta z jej trwania.
Mnożenie bytów prawnych też nie sprzyja sensownemu funkcjonowaniu społeczeństwa. Zresztą sprawy, o których pan mówi są sztucznie - ideologicznie, taktycznie i propagandowo - wyolbrzymiane, i można je - jeżeli ktoś tylko tego naprawdę chce - rozwiązać na gruncie umów cywilnych, notarialnych itp. Orzecznictwo sądów jest też sprzyjające konkubinatom.
To samo dotyczy par homoseksualnych. Mogą korzystać z prawa cywilnego. Natomiast ponieważ nie mogą - z przyczyn naturalnych - pełnić pewnych istotnych funkcji społecznych, nie ma powodu, aby budować dla nich specjalne instytucje ochraniające takie związki. Ludzie mogą się kochać, czy mieć określone skłonności erotyczne - to kwestia ich wolnej woli, która może być realizowana w sferze prywatnej. Ale to jeszcze za mało, aby państwo miało prawnie zabezpieczać takie relacje i osłabiać tym samym pozycję ważnej dla społeczeństwa instytucji, jaką jest małżeństwo i rodzina. Państwo natomiast ma obowiązek zarówno stać na straży praw osobistych i sfery prywatnej każdego członka społeczeństwa, jak i chronić interes społeczny w sferze publicznej przed próbami przenoszenia tego co prywatne w sferę publiczną.
PAP: Czy w przypadku niepowodzenia wniosku o konstruktywne wotum nieufności Pan pozostanie w polityce?
P.G.: Zgodziłem się na to zadanie, które obecnie realizuję. Jeśli nie zostanie zakończone sukcesem politycznym, będę chciał ten potencjał programowo-personalny i społeczny, który powstał przez ostanie cztery miesiące, wykorzystać, jako instytucję ekspercką i miejsce poważnej debaty publicznej, funkcjonujące "przy polityce", jako coś w rodzaju, trochę nietypowego think-tanku, zabierającego głos w ważnych sprawach publicznych i - w jakimś sensie - stanowiącego swoistą alternatywę dla dominującego nurtu polskiej polityki.
PAP: Mówi się o panu jako kandydacie na prezydenta
P.G.: Nie interesują mnie plotki o moim ewentualnym starcie w wyborach prezydenckich. Na razie muszę skończyć ten jeden projekt, który uważam za istotny dla Polski, naszej demokracji i naszego życia politycznego. Chciałbym, aby uruchomił poważną debatę, dał Polakom wiarę, że pożądane przez nich zmiany są możliwe, a najlepiej gdyby doprowadził do powołania rządu eksperckiego.
PAP: Dziękuję za rozmowę.