Adwent to czas prostowania dróg wiodących do Boga. O tym, jak niejednokrotnie są one kręte i zawiłe, przekonuje list nadesłany przez o. Placyda Konia, franciszkanina pełniącego posługę duszpasterską w Ambergu w Niemczech.
Święci żyją świętymi…
Spotkanie, o którym chcę opowiedzieć, wydarzyło się ponad osiem lat temu. W tym dniu stałem się częścią historii życia Sary Ashran. Nasze drogi zeszły się nie bez zrządzenia Bożej Opatrzności w czasie Mszy św. we wspomnienie św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein) 9 sierpnia 2004 roku. W tym czasie pracowałem w Eggenfelden. Jest to stare, bo sięgające dwunastego wieku miasteczko w Dolnej Bawarii, oddalone zaledwie 22 km od Marktl am Inn, gdzie przyszedł na świat Józef Ratzinger, obecny Ojciec św. Benedykt XVI. Eggenfelden obecnie liczy około 13 tysięcy mieszkańców. Przez wieki pozostawało na uboczu wielkich wydarzeń historycznych. Być może młodszym czytelnikom stało się znane przez postać Daniela Kübelböck, który swoje dzieciństwo spędził właśnie w tym miasteczku.
Przez rok pracowałem jako kapelan szpitala w miejscowym szpitalu. Mieszkałem w tamtejszym klasztorze jako jedyny polski franciszkanin w pięcioosobowej obsadzie. Ponieważ w dni powszednie była tylko jedna Msza św., odprawialiśmy ją razem w przyklasztornej świątyni o godz. 8.00 rano. Wspomnianego dnia przypadło mi przewodniczenie koncelebry. We wstępie wspomniałem o postaci św. Teresy Benedykty od Krzyża. Urodzona we Wrocławiu, żydowskiego pochodzenia, obywatelka Niemiec, łączyła w sobie miłość dla swojego narodu z patriotyzmem w stosunku do ziemskiej ojczyzny, gdzie przyszło jej żyć. Jednak motywem przewodnim w jej życiu było umiłowanie prawdy. Szukając prawdy, odnalazła Prawdę – Jezusa, Brata według krwi i Mesjasza oczekiwanego przez Żydów. Edyta Stein rozumiała posłannictwo swego życia podobnie do biblijnej Estery, która narażała swe życie wstawiając się do króla za swoim narodem. Św. Teresa oddała Bogu swe życie jako ofiarę zarówno za lud wybrany Starego Przymierza, jej braci i siostry co do ciała, jak i za Niemców, naród, którego była obywatelką, a który prześladował ją i jej rodaków.
Po Mszy św. podeszła do mnie uczestnicząca w niej kobieta i poprosiła o chwilę rozmowy. Droga jej życia niosła w sobie podobieństwo do Patronki dnia. Urodziła się w Niemczech i miała żydowskie pochodzenie. Jej rodzice zginęli z rąk Niemców prawdopodobnie w Auschwitz. Ona cudem uniknęła śmierci. Kiedy hitlerowcy przyszli do ich domu, zabrali rodziców i rodzeństwo, dziewczynka zamarła ze strachu niczym głaz – nie poruszyła się ani nie wydała żadnego głosu. I to ją ocaliło. Ci, którzy przyszli zabrać jej rodzinę, nie zauważyli jej obecności w mieszkaniu. Zabrali rodziców i rodzeństwo, ona została sama. Miała wtedy zaledwie kilka lat.
Podobnie jak Edyta Stein nawróciła się na chrześcijaństwo, i co ciekawe, podobny był także sposób, w jaki to się stało. O ile jednak Edyta Stein szukała prawdy, Sarah Ashran szukała miłości. Edyta Stein odwiedziła przyjaciół i w ich bibliotece znalazła pisma św. Teresy. Czytała je całą noc. Kiedy nad ranem odłożyła książkę, powiedziała: „Znalazłam prawdę”. Podobnie Sarah znalazła w hotelowym pokoju na Florydzie Biblię, Nowy Testament, i czytała tę Księgę całą noc. Rano wiedziała, że jest Ktoś, kto ją kocha. Parafrazując powiedzenie Edyty Stein, można by powiedzieć, że Sarah znalazła Miłość. Św. Teresa od Jezusa przez jej pisma pomogła Edycie Stein odnaleźć prawdę. Edyta Stein z kolei przez swoje życie pomogła Sarze Ashran okryć miłość Pana Jezusa i znaleźć odpowiedź na wiele pytań, które nosiła przez całe jej dorosłe życie.
W tym samym dniu (mam na myśli 9 sierpnia 2004 r.) przyjęła Sakrament Pojednania oraz Sakrament Namaszczenia Chorych. Na drugi dzień przyjęła Komunię św., która dla niej była także …pierwszą Komunią św. Ponieważ historia jej życia była jedyna w swoim rodzaju, poprosiłem ją, żeby spisała ją jako świadectwo dla innych. Na drugi dzień przyniosła cztery kartki zapisane pismem odręcznym (niżej przytaczam polskie tłumaczenie). Przyniosła także notatnik w okładce koloru umbry, w którym zapisywała swoje myśli z czasów, kiedy studiowała w Monachium. Ponieważ wiedziała, że już nigdy nie wróci do Niemiec, chciała, aby został w tym kraju. Ponieważ dwa lata później wyjechałem z Niemiec, zabrałem z sobą kopertę z jej wspomnieniami i notatnik.
Oto trzy przykładowe wpisy z tego zeszyty: Teraz, Ojcze, jesteśmy zakochani! Kochamy się wzajemnie i to jest cudowne. Świadomość tej miłości wprowadza nas w jakiś stan oszołomienia z powodu radości i zadziwienia. Dziękujemy Ci, że dane nam było spotkać się i poznać. Każdego dnia możemy doświadczyć czystego cudu miłości, która dla innych wciąż jeszcze pozostaje niezauważona.Chcielibyśmy byś bezkompromisowi, jak Ty, Jezu, ale pomóż nam także, abyśmy kochali jak Ty.
Krytyka i trudy z powodu prawdy – tak!
Traktuję te zapiski jak relikwie, podobnie jak wspomnienie spotkania z Sarą. Przez lata milczałem o tym, jakby bojąc się, że dzieląc się tym wspomnieniem z innymi, w jakiś sposób przyczynię się do pomniejszenia tego, co samo w sobie jest bardzo cenne i trudne do wyrażenia. Dopiero teraz, po kilku latach od spotkania, dzielę się świadectwem Sary Ashran:
Nazywam się Sarah Ashran. Jestem córką żydowskich rodziców, którzy zostali zamordowani w Auschwitz w 1944 roku. Ocalałam niejako przez cud i razem z żydowskimi krewnymi udało się mi uciec do Ameryki. Pierwsze lata szkolne spędziłam w przytułku dla dzieci, bez Ojczyzny, bez miłości, samotna, chociaż nie cierpiałam głodu ani zimna. Kiedy skończyłam 14 lat moi krewni mieli inne plany dla mnie i zostałam posłana z powrotem do Niemiec, gdzie mieszkałam w internacie. Coraz bardziej czułam się samotna, odizolowana od innych, niekochana. Moja nienawiść do niemieckich kolegów, którzy przecież wszyscy mieli rodziców, również przybierała na sile. Dlaczego musiałam żyć w kraju, w którym część ludzi była winna śmierci moich rodziców? Poczucie bezsensu powiększało się aż do odczuwania rozpaczy. Miałam tylko jedno życzenie – umrzeć!