Rozmowa z dr. Olgierdem Pankiewiczem, adwokatem, autorem opinii w sprawie "Agaty" przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka.
Natalia Dueholm: W niedawnym wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) w sprawie 14-letniej "Agaty", czyli P. i S. przeciwko Polsce czytamy, że młoda dziewczyna została zgwałcona. Jaka jest prawda? Jeśli był gwałt, co się dzieje z gwałcicielem?
Olgierd Pankiewicz: W tej sprawie Trybunał rzeczywiście przyjął oświadczenie Skarżących, że ciąża powstała w związku ze zgwałceniem. Na tym ustaleniu ETPC oparł niemal całe orzeczenie, bowiem to fakt zgwałcenia miał być podstawą dopuszczającą tzw. aborcję dziecka "Agaty" w Polsce, a polskie władze, zdaniem Trybunału, bezprawnie utrudniały dziewczynie skorzystanie z tej możliwości. Trzeba jednak mocno zaznaczyć, że dla przyjęcia tego ustalenia nie było żadnych dowodów poza zaświadczeniem prokuratora, że ciąża prawdopodobnie powstała w wyniku współżycia niezgodnego z prawem. Jest to niejasne pojecie, którego w żaden sposób nie można utożsamiać ze zgwałceniem. Sprawa karna przed lubelskim sądem, w której ojciec dziecka i jednocześnie kolega Agaty był oskarżony o zgwałcenie jej, została zresztą umorzona. Prawdopodobnie z akt tej sprawy można dowiedzieć się czegoś o początkach tamtego dramatu.
Czy w wyniku ostatnio przegranej sprawy nastolatki mogą w Polsce domagać się aborcji?
- W żadnej mierze. Prawo nie uległo zmianie od tego wyroku, orzeczenia Trybunału nie mają takiej mocy. Regulacje dopuszczające „aborcję” w Polsce są takie same jak przedtem, to znaczy istnieją trzy okoliczności wyłączające ściganie lekarza dokonującego aborcji: gdy pozwoli to uniknąć zagrożenia dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej, gdy istnieje duże prawdopodobieństwo upośledzenia albo nieuleczalnej choroby dziecka i gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.
Domagać się można czegoś, do czego ma się prawo. Tymczasem, nasza ustawa wyłącza ściganie lekarza, a nie uprawnia kobietę do kierowania wobec niego jakichś roszczeń. Jest to zawsze kwestia etyczna najdelikatniejszej natury, zarówno po stronie matki, ojca dziecka, jak i lekarza. Przecież chodzi o zabicie dziecka, a więc jednego z tych dwojga pacjentów, których przyjmuje położnik. Lekarz związany przyrzeczeniem lekarskim może zawsze odmówić uczestnictwa w „aborcji”, uznając ją za akt sprzeczny z jego powołaniem i sumieniem. Sprowadzanie tej kwestii do gry żądań i tego, co się komu należy, jest przejawem prymitywizacji języka i etyki, w ogóle życia społecznego.
Nastolatki były dość często wykorzystywane przez lobby aborcyjne do atakowania ustaw. 13-letnia zgwałcona Irlandka, znana jako Miss C. po 12 latach przyznała, że żałowała własnej aborcji i nie wiedziała, co ona oznacza. We Francji przypadek 16-latki został wykorzystany politycznie i tam aborcję w końcu zalegalizowano. Czy myśli Pan, że przypadek Agaty może doprowadzić do jej legalizacji w Polsce?
- Do tego trzeba by zmienić naszą konstytucję, chroniącą życie ludzkie od momentu poczęcia, a to nie jest takie proste. Trzeba pamiętać, że o dopuszczalności tzw. aborcji decyduje prawo krajowe, a nie prawo międzynarodowe. Choć w wyroku pojawia się bardzo niepokojące sformułowanie "prawo do legalnej aborcji [right to a lawful abortion]", to należy je traktować jako lapsus, nieopatrzne skopiowanie przez Trybunał do treści wyroku sloganu, jakim posługują się skrajne proaborcyjne grupy, które wywierały na Trybunał nacisk w trakcie tego postępowania. Europejski Trybunał Praw Człowieka wielokrotnie stwierdzał, że Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności wymaga od państw jedynie ustanowienia jasnych regulacji dotyczących aborcji. Natomiast sama kwestia warunków dopuszczalności aborcji jest pozostawiona państwom w ramach marginesu ich swobodnej oceny. To nie nadmierna restrykcyjność, ale niejasność polskich regulacji w sprawie aborcji stała się powodem już trzykrotnej odpowiedzialności Polski przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka (sprawy Tysiąc, R.R. i ostatnia P. i S. przeciwko Polsce. Obecna niespójność polskiego prawa dotyczącego aborcji sprzyja kolejnym skargom, jednak rozwiązanie problemu powinno polegać na dostosowaniu ustaw zwykłych do konstytucji, a nie na odwrót. W tym celu należałoby uchylić dopuszczalność aborcji z wszelkich innych powodów niż zagrożenie życia lub poważne zagrożenie zdrowia matki. Ani prawdopodobieństwo upośledzenia czy śmiertelnej choroby dziecka, ani też podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego, nie uzasadnia zabicia dziecka w świetle polskiej Konstytucji. Innymi słowy, przez aborcję w tych wypadkach nie osiąga się niczego, żadnej istotnej wartości, która mogłaby równoważyć ogromną stratę - pozbawienie dziecka życia i odarcie go z godności ludzkiej. Między innymi na te kwestie zwracałem uwagę w opinii, którą w tej sprawie przedstawiłem Trybunałowi w imieniu Instytutu na Rzecz Państwa Prawa. Z kolei European Centre For Law and Justice w swojej opinii prezentowanej Trybunałowi zwrócił uwagę, że skarga zmierza do podważenia lekarskiej wolności sumienia. Jest to więc bardzo zły, również od strony roboty prawniczej, wyrok, ale trzeba pamiętać, że nie kształtuje on prawa w Polsce.
Czy są mocne podstawy, aby zaskarżyć wyrok? Ile jest na to czasu? Czy są ludzie, którzy mogą się tym zająć?
- Wyrok Izby nie jest prawomocny. Każda ze stron może w terminie 3 miesięcy wnosić o rozpoznanie sprawy przez Wielką Izbę. Ten mechanizm pozwolił Trybunałowi uchylić wiele błędnych, nieprzemyślanych wyroków. Na przykład, w niedawnej sprawie Lautsi przeciwko Włochom dopiero Wielka Izba zmieniła fatalne orzeczenie, które uznawało, że obecność krzyża w szkole w katolickim państwie może naruszać prawa człowieka. Również w tej sprawie należy się odwoływać. Moim zdaniem, doszło w niej do naruszenia zasady subsydiarności i przekroczenia przez Trybunał granic swobodnej decyzji państw na temat granic ochrony życia i swobody sumienia, głównie w odniesieniu do lekarskiej klauzuli sumienia. Ponadto, wyrok został oparty na błędnych założeniach faktycznych, między innymi, że ciąża powstała w wyniku gwałtu, a dziewczyna była wbrew swej woli zmuszona do rozmów z księdzem, który ujawnił publicznie informację o jej stanie. O tym, że było zupełnie inaczej, świadczą twarde dowody, jednak polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie postarało się, aby Trybunał mógł je zobaczyć. Teraz jest na to ostatnia szansa. Strona reprezentująca Polskę powinna wnieść o rozpoznanie sprawy przez Wielką Izbę, albo w terminie sześciu miesięcy wnieść o rewizję prawomocnego wyroku powołując się na to, że został on oparty na błędnych ustaleniach faktycznych.
Wywiad ukazał się na www.pch24.pl
Natalia Dueholm