Jesteśmy w UE już 8 lat, czas zrozumieć reguły gry.
Dwudniowe negocjacje nad budżetem Unii Europejskiej na lata 2014–2020 zakończyły się niepowodzeniem i wspólną deklaracją zapowiadającą dążenie do porozumienia. Premier Tusk znalazł nową formułę godzenia plusów z minusami, chociaż trzeba przyznać, że dawne „plusy ujemne” L. Wałęsy były bardziej błyskotliwe. Premier ujął to tak: „Za wcześnie mówić OK, nie jest źle, ale nie ma powodów do pesymizmu”. Sojusz państw – płatników netto chce większych oszczędności. My oczekujemy decyzji równoważących nasze szanse. Korzyści, które starzy członkowie UE odnieśli z poszerzenia rynków zbytu o nowych konsumentów towarów, usług i inwestycji, wydają się dzisiaj mniej istotne niż kryzys w strefie euro. Kolejny szczyt w sprawie budżetu w styczniu lub lutym. Kryzys wciąż trwa, więc negocjacje budżetu UE będą trudne. Jednak to, co budzi mój niepokój, to nasz własny problem ze zrozumieniem, o co chodzi w unijnej polityce rolnej i polityce spójności. Zawsze, gdy sytuacja wymaga zdefiniowania polskich oczekiwań i interesów w języku racjonalnej argumentacji, większość mediów urządza festiwal emocji i licytację sum, które są „niespełnioną obietnicą” rządu, „miarą naszych ambicji” lub, najczęściej, „nienależnym socjałem”. Jesteśmy w UE już 8 lat, czas zrozumieć reguły gry, bo zarówno unijna polityka spójności, jak i wspólna polityka rolna mają głęboki sens i merytoryczne uzasadnienie. Jeśli polski dziennikarz napisze kilka zdań o koalicyjnym PSL (lub opozycyjnym PiS), że domaga się położenia w negocjacjach większego nacisku na płatności bezpośrednie lub na II filar WPR (wspieranie rozwoju obszarów wiejskich), to zawsze w kontekście nieuzasadnionych roszczeń i nieracjonalnego marnotrawstwa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska