Gwałt, aborcja i szok

„Szokujące słowa posła PiS nt. zgwałconych kobiet” – taki tytuł przeczytałem dziś w Onecie.

Czyżby polityk pochwalał albo przynajmniej usprawiedliwiał gwałty?! – pomyślałem.

Nie. Okazało się, że Artur Górski powiedział jedynie, że należy wykreślić z ustawy zapis o aborcji w przypadku gwałtu, bo to prawo jest martwe, do aborcji dzieci z gwałtu praktycznie w ogóle nie dochodzi. Ponadto - jego zdaniem - kobiety, które zaszły w ciążę w wyniku czynu zabronionego, powinny być objęte szczególną opieką państwa, pomocą psychologiczną i finansową.

Co takiego szokującego jest w tych słowach? Czy to, że polityk chce otoczenia brutalnie skrzywdzonych kobiet wszechstronną opieką? Czy to, że poseł uważa, że dziecko nie powinno być karane śmiercią za przestępstwo ojca?

Dodanie do potwornego zła, jakim jest gwałt, kolejnego bestialstwa, jakim jest zabicie niewinnego dziecka, już niczego nie naprawi. Co się stało, to się nie odstanie. Zabicie dziecka raczej spotęguje zło niż je naprawi. A jeśli matka nie będzie potrafiła pokochać swego dziecka, może je oddać do adopcji. Znajdą się tacy, którzy dadzą mu miłość, a nie śmierć.

Nieraz się słyszy, jak zwolennicy aborcji mówią, że zamiast zakazywać aborcji, trzeba kobietom pomagać. Czy nie o tym mówił poseł Górski? Więc o co pretensje, skąd nazywanie jego słów „szokującymi”?

Na to ostatnie pytanie da się dość łatwo odpowiedzieć. Zwolennicy swobody zabijania dzieci nienarodzonych nazywają to, co oczywiste „szokującym", starają się zepchnąć obrońców życia na pozycje oszołomów, chcą przesunąć front. Tymczasem szokujące jest to, że ktoś rości sobie prawo do zezwalania na zabijanie niewinnych. Świadomość tego w Polsce rośnie. Podczas gdy 20 lat temu Sejm dyskutował, a w pewnym momencie nawet uchwalił aborcję na życzenie ("ze względów społecznych"), teraz o jej dopuszczalności praktycznie nie ma już w mowy w społeczeństwie. A Sejm dyskutował niedawno, czy utrzymać niekaralność aborcji w ważnej, ale jednak wycinkowej kwestii dzieci chorych i niepełnosprawnych. Jesteśmy jak USA za czasów, gdy obowiązywała tam już demokratyczna konstytucja, a prawo pozwalało jeszcze na niewolnictwo. Rośnie świadomość, że to nieludzkie, ale czekamy jeszcze na naszego Lincolna, który zniesie haniebne prawo. Czekamy na odejście w niesławie tych, którzy za nim optują.

Tymczasem tekst w Onecie mówi o „prawie do aborcji”. Takiego prawa nie ma. Nie ma go ani w powszechnie uznawanych międzynarodowych paktach praw człowieka, ani w prawie polskim. Przeciwnie: pakty te mówią o prawie do życia. Jest to - obok ludzkiej godności - jedno z najważniejszych praw człowieka, praw niepodlegających dyskusji. Żadne prawo państwowe nie powinno go naruszać.

Prawa do aborcji nie ma też w prawie polskim. Przypadki, o których mówi się, że w razie ich zaistnienia kobieta ma prawo do aborcji, wcale takiego prawa nie ustanawiają. Kompetentnie mówił o tym wybitny prawnik prof. Andrzej Zoll, który jako prezes Trybunału Konstytucyjnego był jednym z autorów antyaborcyjnego orzeczenia TK z 1997 r. Otóż przepisy, mówiące o aborcji w przypadkach zagrożenia zdrowia i życia matki, chorobie i niepełnosprawności dziecka i ciąży pochodzącej z czynu zabronionego nie dają prawa do aborcji. Uchylają jedynie karalność czynów, które w innych warunkach powinny pociągać nałożenie kary. Aborcja jest wówczas nadal bezprawna, chociaż niekaralna. Samo zniesienie kary za coś nie oznacza, że to coś zaczyna być prawem. Tym bardziej nie można oczekiwać, że państwo będzie ułatwiać albo nawet refundować takie działanie.

Podsumowując: omawiany tekst w Onecie to przykład proaborcyjnej propagandy.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Jarosław Dudała

Jarosław Dudała

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.

Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały