Prokurator generalny Andrzej Seremet chce, aby jak najszybciej trafiły z Rosji do Polski pobrane przez polskich biegłych z wraku Tu-154 próbki mogące wskazywać na obecność tzw. materiałów wysokoenergetycznych. Dodał, że we wtorek ma nadzieję rozmawiać na ten temat ze stroną rosyjską.
"Chcielibyśmy, by to nastąpiło jak najszybciej i sądzę, że jutro uda mi się porozmawiać z przewodniczącym Komitetu Śledczego; będę miał także okazję porozmawiać z zastępcą prokuratora generalnego, jeśli chodzi o inne materiały, a także na nie oczekujemy" - powiedział w poniedziałek Seremet w Radiu Zet.
Podkreślił, że próbki zostały zaplombowane i zabezpieczone; są obecnie w dyspozycji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.
W ub. wtorek "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Po publikacji prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Wskazała tylko, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Jak wyjaśniał tego dnia szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. Dodał, że wielokrotnie sygnalizowały one możliwość wystąpienia związków chemicznych o budowie podobnej do materiałów wysokoenergetycznych; reagowały np. na namiot wykonany z PCV.
"Urządzenia wykorzystywane są tylko do wstępnych, szybkich testów przesiewowych, wskazujących co najwyżej ma możliwość wystąpienia związków chemicznych mogących być materiałem wysokoenergetycznym. Urządzenie wskazywało biegłym, że badany element powinien być zabezpieczony i poddany szczegółowym, profesjonalnym badaniom w laboratorium" - mówił Szeląg.
Według prokuratury dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych.
Pytany o swą rozmowę z naczelnym "Rz" przed jej publikacją, Seremet powiedział w poniedziałek, że Tomasz Wróblewski prosił o spotkanie, twierdząc, że ma "ważną wiadomość o wadze właściwie równej z racją stanu". "Powiedziałem wtedy, że mogę potwierdzić, że podczas oględzin i badań wraku w Smoleńsku narzędzia pomiarowe używane przez biegłych wykazały istnienie jakichś materiałów wysokoenergetycznych, podobnych do materiałów wybuchowych, ale żeby z tego powodu nie wyciągać żadnych, a szczególnie takich wniosków, które byłyby równoznaczne z tym, że użyto takich materiałów przeciwko czy wobec tego samolotu" - relacjonował Seremet.
Z dalszej relacji Seremeta wynika, że gdy Wróblewski powiedział mu, że chce by wiedział, że "Rz" taki tekst przygotowuje - on odparł, "żeby powstrzymali się z publikacją tego tekstu do czasu umożliwienia prokuraturze odniesienia się do tego w sposób merytoryczny, by uniknąć tego, czego w istocie nie uniknęliśmy we wtorek".
"Odniosłem wrażenie, że redaktor, wychodząc z mojego pomieszczenia, przyjął moją propozycję" - relacjonował w poniedziałek Seremet. Podkreślił, że byłby daleki od jakiejkolwiek próby wpływania na podjęcie decyzji przez redakcję, natomiast uznał, że jest to "na tyle ważna sprawa, że podana w takim właśnie, pozbawionym stosowanego komentarza, w takiej postaci, może spowodować bardzo poważne konsekwencje".
Przyznał, że "do pewnego stopnia" czuje się zmanipulowany, bo spodziewał się, że tekst będzie opublikowany łącznie z tym stanowiskiem prokuratury.
"Domyślam się, że redaktor po rozmowie ze mną uznał, że ma potwierdzenie (informacji - PAP)" - dodał Seremet.
Prokurator generalny powiedział też, że jeszcze przed północą wiedział, że tekst zostanie opublikowany i obawiał się, że "wywoła takie skutki, jakie wywołał". Po publikacji polecił od rana przygotowanie "takiego komunikatu, który odpowiada rzeczywistości". "Prokuratorzy przystąpili do pracy rano, oczywiście z udziałem biegłych, bo sami nie byliby w stanie wygenerować takiego komunikatu, który opierał się o wiedzę specjalistyczną" - podkreślił Seremet. "Zrobiliśmy wszystko, co dało się zrobić, w sposób możliwie sprawny, szybki i w moim przekonaniu merytorycznie uzasadniony" - dodał.
Seremet potwierdził, że 2 października spotkał się z premierem Donaldem Tuskiem i przedstawił mu informację w sprawie. Dodał, że wiedziało o niej kilkanaście osób, a "niestety jest pewną przypadłością naszego życia publicznego, że pewne rzeczy w dyskrecji nie pozostają zbyt długo". "O publikacji ani premier, ani ja nie mieliśmy pojęcia" - podkreślił.
Odpowiadając na zarzut, czemu prokuratura sama z siebie nie ujawniła tej informacji, powiedział, że "taka informacja niedopowiedziana, nieuzasadniona kompleksową, kategoryczną opinią biegłych, mogłoby spowodować skutek, z jakim mieliśmy do czynienia".