– Kto raz napisze ikonę, czuje, że zostawiła w nim ślad – mówi Władimir Oleszczuk z Ukrainy. – Ona uczy artystę mówić prawdę.
Władimir ze Lwowa, twórca ikon, które dziś można oglądać w Ławrze Pieczerskiej i innych soborach Kijowa, patrzy, jak koledzy z Polski w maleńkim moździerzu rozrabiają pigment z „medium”, czyli rozpuszczalnikiem. Tworzą go żółtka jaj, rozcieńczone w piwie. – Mamy dwie szkoły, można do tego używać piwa lub wina – tłumaczy Sylwia Grużewska, pracująca w agencji reklamowej w Warszawie. W drewnianej chacie, która była kiedyś szkołą w Nowicy, na stołach, w jednorazowych kubkach widać piwo niezbędne do pisania ikon. Można by pomyśleć, że to stoły biesiadne, a nie pracownia malarska. Obok desek zapełniających się figurami świętych stoją na nich maleńkie słoiczki z pigmentem w różnych kolorach. Leżą pędzle, które artyści podczas pracy czasem przygryzają wargami jak pióra, kiedy muszą się zastanowić, jak opisać kawałek własnej opowieści biblijnej. – Mówi się „pisanie ikon”, bo trzeba coś napisać, żeby potem czytać – tłumaczy Anna Kopeć-Gibas, malarka z Warszawy. – Ikony, tak jak Biblia, opisują historię Zbawienia. Do malowania pełnych mistycznego światła postaci używają wydobywanych z ziemi pigmentów – ochry czerwonej, umbry palonej, minerałów – takich jak malachit, czystego złota. Przez to święci z ikon wydają się czuć ziemię, swój związek z naturą. Jej barwy noszą na twarzach i szatach. – Malowanie oblicza zaczynamy od ciemnych kolorów – brązu, zieleni, dopiero potem rozjaśniamy je, tak jak światło rozjaśnia ciemności – tłumaczy symbolikę ikon Katarzyna Jakubowska, ukrainistka, z jezuickiego stowarzyszenia „Droga Ikony” w Warszawie. – Do deski przyklejone jest płótno, symbolizujące chustę Weroniki. Usta świętych zwykle są wąskie i milczące. Za to mają duże oczy i uszy, by wszystko widzieli i słyszeli. Postaci wydłużone, żeby sięgnąć Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych