Za swój patriotyzm zapłacili życiem, więzieniem, upokorzeniami i bezrobociem. Ich kaci pozostali bezkarni.
Już u końca wojny komuniści rozpoczęli rozprawę z patriotycznym podziemiem, skupionym głównie w oddziałach Armii Krajowej. Więzienia, często wcześniej hitlerowskie, zapełniły się osadzonymi tam przez nową władzę partyzantami. Tak było też w Radomiu. Latem 1945 roku zrodziła się inicjatywa uwolnienia uwięzionych żołnierzy. Najpierw brawurową akcję przeprowadzono w Kielcach, a 9 września w Radomiu. U nas atakiem dowodził por. Stefan Bembiński „Harnaś”. Towarzyszyli mu żołnierze por. Stanisława Podkowińskiego „Ostrolota” i por. Adama Gomuły „Beja”. Wolność odzyskało około 300 żołnierzy. – To była precyzyjnie przeprowadzona akcja. Sparaliżowano możliwość reakcji ze strony oddziałów milicji i NKWD, stacjonujących w różnych miejscach Radomia, i zaatakowano więzienie. Przy minimalnych stratach po obu stronach – łącznie sześć osób, w tym trzech AK-owców – wyprowadzono na wolność towarzyszy broni – opowiada ks. Stanisław Sikorski, kapelan radomskiego Oddziału Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Wielu z oswobodzonych musiało szukać swego miejsca za granicą. Wyzwolicieli skwapliwie szukało UB. Sam „Harnaś” otrzymał wyrok: kara śmierci.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Zbigniew Niemirski