W wypadku polskiego autokaru, do którego doszło we wtorek rano pod Miluzą (Mulhouse) na wschodzie Francji, zginęły dwie osoby. Do szpitali trafiły 32 osoby; stan 12 z nich jest ciężki - podał rzecznik MSZ Marcin Bosacki.
Polskie MSZ uruchomiło infolinię dla rodzin ofiar wypadku. Podajemy numer telefonu: (22) 5239448, (22) 5239248. Numer telefonu infolinii biura turystycznego Sindbad: (77) 4434444.
"Prosimy bliskich osób, które mogły być w tym autokarze, o telefony" - zaapelował rzecznik MSZ Marcin Bosacki.
Ok. godz. 8 piętrowy pojazd wynajęty przez Prywatne Biuro Podróży Sindbad z Opola jadący ze Słubic do francuskiej Nicei, z 68 osobami, zjechał ze swojego pasa na autostradzie A36 w Alzacji i z niewyjaśnionych powodów wywrócił się.
"Najprawdopodobniej kierowca przegapił zjazd i w ostatniej chwili chciał skręcić, dlatego autokar się przewrócił na prawy bok" - powiedziała w rozmowie z telewizją TVN24 jedna z pasażerek.
Jak podała lokalna prefektura, cytowana przez radio France Info, wiele wskazuje na to, że polski kierowca nagle zahamował przy zjeździe z autostrady, przez co prawdopodobnie rozpędzony pojazd utracił równowagę i w efekcie wywrócił się na pobocze autostrady. Prefektura zaznacza jednak, że jest to hipoteza, która wymaga potwierdzenia.
"Najnowsza smutna statystyka wygląda w ten sposób, że wiemy na pewno o śmierci dwóch osób" - powiedział dziennikarzom rzecznik MSZ Bosacki. Jak dodał, 32 osoby są w szpitalach; 12 osób jest ciężko rannych, a 20 - lekko i nic im nie zagraża.
Z wcześniejszych informacji wynikało, że ciężko rannych jest sześć osób.
Autokarem podróżowało 68 osób: 65 pasażerów i trzech członków załogi. Według lokalnej prefektury departamentu Górnego Renu (Haut-Rhin) byli tam przede wszystkim Polacy, a także kilku obywateli ukraińskich.
Jechali do Miluzy, Cannes, Tulonu, Lyonu, Chalon-Sur-Sac, Marsylii, Bollene, Nicei - wynika z oświadczenia biura Sindbad przesłanego PAP.
Lokalne władze podają, że w pojeździe nie było dzieci.
Sindbad poinformował w komunikacie, że właścicielem autokaru jest firma Albatros z Przemyśla. "Autokar miał wszelkie wymagane badania techniczne" - dodano.
Jak powiedział rzecznik Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego Alvin Gajadhur, "w ciągu ostatnich dwóch lat autobusy przewoźnika Albatros z Przemyśla były sprawdzane podczas kontroli drogowych 15 razy; w tym czasie nie stwierdzono w kontrolowanych pojazdach żadnych naruszeń przepisów".
"Od 2004 roku pojazdy tego przewoźnika przeszły łącznie 84 kontrole drogowe, podczas których stwierdzono 13 niewielkich naruszeń przepisów" - dodał rzecznik. Wyjaśnił, że niewielkie naruszenia to takie, które mogą dotyczyć np. braków w dokumentacji lub np. czasu pracy, nie są natomiast związane z uchybieniami w stanie technicznym pojazdów.
Ok. godz. 10 akcja ratunkowa na miejscu zakończyła się; z wnętrza pojazdu wydobyto wszystkie osoby - powiedział PAP konsul RP z Lille Bogdan Bernaczyk-Słoński.
Tuż po godz. 12 na miejsce zdarzenia miał dotrzeć pierwszy autokar zastępczy, którzy ma zabrać turystów do Polski. Drugi przeznaczony będzie dla chcących kontynuować podróż.
Bosacki poinformował, że dwóch pracowników MSZ z placówki w Strasburgu już opiekuje się Polakami - jeden na miejscu wypadku, drugi w szkole, w której zgromadzeni są ci, którzy bez szwanku przeżyli zdarzenie.
Dodatkowo w drodze jest 5 pracowników resortu z innych placówek - z Paryża, z Berna w Szwajcarii oraz z Lille. "Za 2-3 godz. Polakami, którzy przeżyli ten straszny wypadek, powinno się opiekować 7 naszych pracowników" - zaznaczył rzecznik MSZ podczas spotkania z dziennikarzami o godz. 12. Konsulowe udadzą się m.in. do szpitali, mają pomagać m.in służąc jako tłumacze, czy ułatwiając kontakt poszkodowanych z rodzinami.
"Placówki, zwłaszcza ambasada w Paryżu i sam ambasador (Tomasz) Orłowski, są w kontakcie z ministerstwami francuskimi, szczególnie transportu i spraw wewnętrznych. Ambasador Orłowski prawdopodobnie też w ciągu kilku godzin zjawi się na miejscu wypadku w Miluzie, za 2-3 godz. minister transportu Francji powinien być na miejscu wypadku" - dodał. Bosacki powiedział też, że kierowca autokaru był trzeźwy.
Francuski minister transportu, Frederic Cuvillier, poinformował, że skrócił wyjazd służbowy w Berlinie i we wtorek po południu przybędzie na miejsce zdarzenia.
Świadkowie twierdzą, że akcja ratunkowa przebiegała w sprawny sposób. "W ciągu od 3 do 7 minut pojawiły się karetki, helikopter, straż pożarna" - relacjonowała rozmówczyni TVN24.
Na miejsce zdarzenia wysłano nadzwyczajne środki ratunkowe - około 150 strażaków z pięćdziesięcioma pojazdami oraz pięć śmigłowców, które ewakuowały rannych do kilku okolicznych szpitali - w Miluzie, Colmar i Strasburgu, jak również do szwajcarskiej Bazylei. W akcji brało udział także około stu żandarmów i ratowników pogotowia.
Jak poinformował prokurator Miluzy Herve Robin, kierowca autokaru został zatrzymany. Z pierwszych badań alkomatem wynika, że był trzeźwy.
"Możemy zakładać, że powodem była prędkość" - dodał Robin.
Prefekt Górnego Renu Alain Perret powiedział, że po przeanalizowaniu listy pasażerów, którzy powinni być w autokarze, okazało się, że brakuje pięciu osób. "Mamy nadzieję, że po podniesieniu autobusu nie znajdziemy kolejnych ofiar" - dodał.
Według Perreta może chodzić o pięć osób z ukraińskim obywatelstwem, które nie posiadały odpowiednich dokumentów i opuściły miejsce wypadku jeszcze przed przybyciem służb ratunkowych. "Inna możliwość jest taka, że lista zawierała błędy" - dodał.
Lokalna prefektura uruchomiła specjalny numer telefonu, pod którym we Francji można uzyskać więcej informacji na temat wypadku. Podajemy numer telefonu: +33 389 24 90 25.
Jest to kolejny duży wypadek polskiego autokaru we Francji po tragedii, do której doszło w lipcu 2007 roku w Alpach w pobliżu Grenoble. Polski autobus uderzył wtedy na zakręcie w barierkę i stoczył się kilkadziesiąt metrów w dolinę rzeki. Podróżowało nim po europejskich sanktuariach maryjnych 50 osób, w tym 47 pielgrzymów, dwóch kierowców i pilotka. Zginęło 26 osób, 24 zostały ranne.(PAP)