Takim chcieliby go widzieć zwolennicy kapitalizmu i socjalizmu.
23.08.2012 18:07 GOSC.PL
Na niemiecki rynek weszła książka, mająca przekonać czytelnika, że Jezus Chrystus nie tylko nie ganił, co wręcz zachwalał wolny rynek. Już jej tytuł jest znamienny, a brzmi on: „Jezus kapitalista”. Ekonomista Robert Grözinger twierdzi, że poglądy Zbawiciela były zdecydowanie liberalne gospodarczo.
Bo przecież on, jak i jego uczniowie, cieszyli się życiem, „świętowali chętnie, wiele i hucznie”. Chrystus nigdy nie pochwalał państwowej redystrybucji, a w rolach głównych swoich przypowieści obsadzał bogatych ludzi sukcesu. To wszystko prawda, problem w tym, że Grözinger wyrywa te fakty z kontekstu.
Jezus przyszedł na świat w pewnym konkretnym momencie historycznym: epoka, w której się narodził, nie należała jednak, jakby chciał tego niemiecki ekonomista, do kapitalizmu. Przedfeudalna rzeczywistość, także w Ziemi Świętej, różniła się drastycznie zarówno od XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii, jak i idealistycznych założeń leseferystycznych ideologów. „Bogaci kapitaliści” (np. Ojciec syna marnotrawnego), o których pisze Grözinger mogli równie dobrze zatrudniać pracowników, jak i właścicielami niewolników, gdyż ich posiadanie nie było wówczas niczym dziwnym. Nawet jeśli tak było, to i tak nie znaczyłoby to, że Chrystus pochwalał niewolnictwo. Przypowieści nie miały na celu przedstawienia programu reformy społecznej, ale przekazania nauki o Bożej miłości, miłosierdziu, moralności i roli, jaką Syn Boży pełni podczas swojej ziemskiej wędrówki. Przymusowej redystrybucji Nauczyciel także nie mógł potępiać, gdyż w tej formie i zakresie, w jakiej występuje dziś, jej wówczas po prostu nie było.
„Jezus kapitalista” nie jest pierwszą książką czy artykułem mającym przedstawić Jezusa Chrystusa jako ideologa leseferyzmu. W tych ujęciach przekroczona zostaje cienka granica pomiędzy manipulacją Pismem Świętym a przekonywaniem, że Kościół nie jest wrogiem swobodnej wymiany na rynku, że przedsiębiorczość należy traktować jako powołanie i że cedowanie pomocy potrzebujących na państwo może prowadzić do bierności w praktykowaniu miłosierdzia. To akurat jest potrzebne, bo po drugiej stronie czai się inna skrajność: twierdzenie, jakoby Chrystus był socjalistą, a jego uczniowie „pierwszymi komunistami”, gdyż w Kościele pierwotnym „żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne” (Dz 4,32).
Nigdy dość powtarzania, iż nauka Kościoła nie jest ani socjalistyczna, ani kapitalistyczna. W Kościele mieści się zarówno opcja preferencyjna na rzecz ubogich, jak i demokratyczny kapitalizm Michaela Novaka. To wszystko i tak ma jedynie służyć celowi wyższemu, czemu czynienie z Boga stronnikiem jednej z ekonomicznych frakcji jedynie szkodzi.
Stefan Sękowski