O gorących problemach bioetycznych mówi abp Henryk Hoser w rozmowie z Krzysztofem Szczuckim.
Krzysztof Szczucki: Dziś dzieli życie na warte przeżycia oraz takie, które tej wartości nie wykazuje. Kryterium wartościowania życia ma być jego jakość. Jeżeli jest niska, może nieść za sobą oczekiwanie przerwania tego życia. Co na to Kościół?
Abp Henryk Hoser: - Stanowisko Kościoła w tych sprawach jest wyraźne i niezmienne. Kościół jest świadom tego, że jest to opinia narastająca i zajmująca coraz więcej przestrzeni w dyskusji publicznej, ale zwłaszcza w krajach rozwiniętych, w krajach o wysokim standardzie życia materialnego, gdzie elementy jakości życia stają się kryterium samego istnienia życia. Otóż, uzależnienie wartości życia ludzkiego od swego rodzaju jakości tego życia - w kategoriach materialnych czy nawet psychicznych, tego co się nazywa dobrostanem - jest drogą prowadzącą do coraz większych nadużyć i zagrażającą istnieniu coraz szerszych kategorii osób.
Chciałbym przypomnieć, że tego typu postawa cechowała zbrodnie dokonane na ludzkości w dwudziestym wieku poprzez reżim i hitlerowski i stalinowski, które też kategoryzowały ludzi na tych, którzy mieli prawo istnieć i na tych, których jakość życia była legitymacją do tego, by to życie tym ludziom odebrać. To były kategorie przede wszystkim niepełnosprawności fizycznych lub psychicznych, ale również kategorie przynależności do pewnych grup osób, np. związanych z ich pochodzeniem, np. ludność żydowska, cygańska, słowiańska. To były grupy, które docelowo nie miały prawa istnienia. W związku z tym były eliminowane w sposób przemysłowy w obozach śmierci. Z drugiej strony, usprawiedliwieniem pozbawienia ludzi życia w szerokiej skali była walka z tzw. przeciwnikami ludu pracującego, z wrogami proletariatu. Reżim komunistyczny dokonywał zbrodni w imię kwalifikacji społeczno-politycznej. Ich ofiarami padały osoby uznane za wrogów ludu. Tak zginęli oficerowie Wojska Polskiego w Katyniu, tak ginęły osoby deportowane do gułagów, gdzie były praktycznie skazane wegetację i w jej konsekwencji na śmierć. To była swego rodzaju czystka społeczna dokonywana w imię stworzenia homo sovieticus ...
Komu obecnie służy teoria jakości życia?
- Dzisiaj koncepcja ta służy w zasadzie tym, którzy doceniają życie produkcyjne. Ludziom, którzy są w fazie aktywnej swojego życia, więc wchodzą w dynamikę i ideologię rynku. Są w tym znaczeniu przydatni społecznie, ponieważ mogą produkować, mogą świadczyć usługi, mogą być aktywni zawodowo. Natomiast wczesne kalectwo, diagnozowane już w stanie prenatalnym, czy też w fazie dziecięcej, dyskwalifikuje te osoby w tej perspektywie wydolności psychofizycznej życia dorosłego. Również osoby, które mają już za sobą życie zawodowe, a więc emeryci, renciści – a życie dzisiaj wydłuża się ze względu na postęp medycyny – stają się bytami niepotrzebnymi i ekonomicznie obciążającymi. Dlatego też kwalifikowane są do pozbawienia ich życia. W pierwszym przypadku będzie to selektywne zabójstwo, a więc eugenika. W drugim przypadku będzie to eutanazja, a więc skracanie życia ludziom, którzy tej perspektywy produkcyjnej już nie mają.
Wyobraźmy sobie, że mamy do czynienia z konkretną cierpiącą osobą. Z jednej strony przychodzi do niej przedstawiciel teorii jakości życia, który proponuje przerwanie jej życia, a potem odwiedza ją przedstawiciel Kościoła. Co może może on zaproponować cierpiącemu?
- Powiedzmy sobie najpierw, jakie jest stanowisko Kościoła. Kościół uważa, że człowiek bytowo jest na tyle wysoko stojący, że z perspektywy prawa naturalnego wartość jego życia jest niepodważalna bez względu na jego kondycję psychofizyczną. Samo istnienie człowieka jest motywem jego ochrony. Cierpienie, niepełnosprawność jest wyzwaniem dla nas wszystkich: byśmy je zmniejszyli, ograniczali, zachowując jednocześnie postawę opiekuńczą. Wartość kultury, cywilizacji mierzy się zdolnością do postawy opiekuńczej w stosunku do słabych, a nie hodowli i promowania silnych. Kościół nie ma cienia wątpliwości, że życie ludzkie ma wartość bezwzględną i bezwarunkową, jeżeli chodzi o jego wartość i imperatyw jego ochrony.
Znając już zasady postępowania, muszę zapytać o sankcje. Załóżmy, że ktoś odrzuci nauczanie Kościoła, dopuści się eutanazji na kimś lub zdecyduje się na eutanazję własną. Jakie konsekwencje go spotkają z punktu widzenia moralności i z punktu widzenia prawa kanonicznego?
- Jeśli chodzi o kwalifikację w Kościele katolickim, to jest zbrodnia zabójstwa celowego, zamierzonego. W związku z tym, kary są bardzo poważne. Akty przeciwko życiu mają bardzo wysoką kwalifikację grzechu ciężkiego. Dlatego też np. akt pozbawienia życia dziecka w okresie prenatalnym jest obłożony karą ekskomuniki latae sententiae, tzn. jeżeli taki fakt zaistnieje, jego świadomy sprawca jest poddany karze ekskomuniki, co znaczy, że znajduje się poza wspólnotą Kościoła. Formalnie do Kościoła przynależy, bo jest ochrzczony, ale jest wyłączony ze wspólnoty. Kara kanoniczna ekskomuniki jest prawnym orzeczeniem tego stanu. Stąd etymologia słowa „ekskomunika” („extra communio” znaczy: „poza wspólnotą”).
Właściwie każdy grzech ciężki stawia nas poza wspólnotą i stąd mamy sakrament przebaczenia i pojednania, pojednania ze sobą, ze wspólnotą i z Bogiem. Kara ekskomuniki jest natomiast dodatkową sankcją prawną, nie tylko moralną, ale również prawną.
Proszę zauważyć, że w starożytności chrześcijańskiej były trzy grzechy ekskomunikujące: apostazja, zabójstwo i cudzołóstwo. Za te trzy grzechy chrześcijanie byli wykluczeni ze wspólnoty Kościoła. Dopiero publiczna pokuta pozwalała na powrót do wspólnoty Kościoła.
Wyróżnia się eutanazję czynną, wymagającą działania ukierunkowanego na zakończenie czyjegoś życia oraz eutanazję bierną, polegającą na zaniechaniu działań mających prowadzić do przedłużenia życia. Czy nauczanie moralne Kościoła różnicuje oceny tych dwóch rodzajów eutanazji?
Krzysztof Szczucki