Jakiś czas temu zrobiło się gorąco. I nie chodzi wcale o falę letnich upałów, bo te już kilka dni temu opuściły Polskę. Gorąco zrobiło się wokół tego, jaką postawę może (lub powinien) przyjąć katolik w obecnej wojnie światów. Wojnie świata liberalnego z konserwatywnym. Na pierwszy rzut oka odpowiedź wydaje się oczywista. Katolik liberałem być nie może. Ale kiedy wgryziemy się w temat sprawa się nieco komplikuje.
10.08.2012 12:18 GOSC.PL
Afera na dobre wybuchła po rezygnacji Szymona Hołowni z pracy dla „Newsweeka” (patrz: Pomidorki Hołowni, czekoladki Lisa). Zaczęło się od serii oszczerczych, antykościelnych okładek. Po czwartej z kolei jeden z najbardziej znanych publicystów katolickich podziękował za współpracę. Na tym się jednak nie skończyło. W ruch poszły klawiatury i rozpętała się ostra polemika między Hołownią, a Lisem. Naczelny „Newsweeka” napisał między innymi, że „w czasach ostrych podziałów i ostrej walki bycie pomiędzy i pośrodku częściej niż znakiem racjonalizmu jest znakiem asekuranctwa i oportunizmu”.
W całym tym zamieszaniu najbardziej oberwał Hołownia. Dostało mu się z dwóch stron. Bo nagle lewicująca strona medialnej sceny okrzyknęła go fundamentalistą i zacofanym katolem (choć jeszcze niedawno był w ich oczach przykładem katolika „oświeconego”). Z prawej z kolei dało się raz po raz słyszeć głosy, że słusznie mu się oberwało za niebezpieczne flirty z „Newsweekiem”. Byli i tacy, którzy czekali, aż Hołownia się wykrwawi. Niewielu w zasadzie wzięło go w obronę, dostrzegając w rezygnacji przejaw uczciwości i wierności swoim przekonaniom. A tak w istocie było. Hołownia zdefiniował pewne nieprzekraczalne granice.
Przypadek Hołowni pokazał jedno: że trudno być dzisiaj pomiędzy. Nie, że jest to niemożliwe. Ale bardzo skomplikowane. Katolik może jednak wyciągnąć z tego inne, znacznie ważniejsze pytanie: gdzie leżą granice takiej niezależności? I na ile można współpracować ze światem?
Na to pytanie próbuje odpowiedzieć w piątkowej „Rzeczpospolitej” o. Maciej Zięba („Katolicyzm ryzykowny”). Dominikanin analizuje stosunek chrześcijaństwa do świata. Zauważa, że już w Ewangelii świat rozumiany jest na dwa sposoby. Z jednej strony jako dobry, bo stworzony przez Boga, z drugiej jako siedlisko i pole działania złego ducha. Z tego wynikają dwie postawy: próba przystosowania chrześcijaństwa i współpracy ze światem oraz negacja i walka z nim. Obie często ze sobą polaryzują, stają się przeciwstawne. O. Zięba podkreśla, że „ta dwuznaczność świata, sprawia jednak, że od samego początku Kościoła, aż po dziś, istnieją i zazwyczaj są w stanie konfrontacji grupy patrzące na świat pesymistycznie oraz spoglądające nań przez różowe okulary. Obie grupy mają za sobą racje teologiczne i wiele poważnych argumentów związanych z kondycją współczesnego im świata”.
Zakonnik porównuje sytuację dzisiejszego katolika do żeglarza płynącego pod wiatr. „Przy silnych przeciwnych wiatrach (a nurt współczesnej kultury to taki wiatr przeciwny chrześcijaństwu) żeglarze posuwają się do przodu, płynąc raz prawym, a raz lewym halsem”. Zdaniem o. Zięby sztuka polega na odpowiednim wypośrodkowaniu stanowiska. Nie można pozwolić sobie na upartyjnienie chrześcijaństwa, kompromis ze światem ma jednak swoje granice.
W tekście dominikanina - którego bardzo cenię - znalazłem doskonałą analizę współczesnego Kościoła, zabrakło mi jednak jasnego wytyczenia wspomnianych granic. Ogólna ocena wydaje się trafna. Kościół nie może być Kościołem jednej partii, nie może również przyjmować wszystkiego jak leci. Mam jednak wrażenie, że operowanie ogólnikami niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwo. To ryzyko rozmycia granic. To tak jakby iść do lekarza z zapaleniem płuc i dowiedzieć się od niego, że należy o siebie dbać. Jasne, tylko jak? Konkrety. Jakie leki? W jakich dawkach? Ile czasu mam spędzić w łóżku? Kiedy przyjść do kontroli?
Nie tęsknię do tego, żeby być prowadzonym we wszystkim za rączkę. Jestem dużym chłopcem i biskupi nie muszą decydować za mnie co mam zjeść na obiad, albo jakiego koloru sweter powinienem nosić. Żaden ksiądz nie będzie wybierał mi samochodu, ani wskazywał, w którym banku ulokować pieniądze. Ale jeśli już chodzi o sprawy wiary i moralności, to co innego. I tutaj ksiądz nie tylko ma prawo, ale i obowiązek pokazać którędy droga. Wypisać konkretną receptę. Zalecić jak często i w jakich dawkach brać antybiotyk.
Wojciech Teister