Troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne.
Budzę się. Przez głowę przemyka myśl, by się pomodlić. Rzut oka na zegar uświadamia, że czasu niewiele. Pomodlę się w aucie – postanawiam. Dźwięki ulubionej stacji wypełniają ciszę. Z modlitwy nici. W mieście spotykam ludzi. Tak rzadko mam odwagę, by twardo bronić przekonań, które podobno są dla mnie ważne. Spacer po centrum handlowym poprawia samopoczucie. Po to się je buduje. W towarzystwie najbliższych zazwyczaj narzekam. Że mało kasy, że nie jest tak, jak by się chciało. Albo z zazdrości obgaduję. „Wejście” na kompa to już codzienny rytuał. Przyklejony do monitora sączę newsy o katastrofach i sensacjach ze świata celebrytów. Jak cielę przeżuwam posty zamieszczone przez dziesiątki moich „znajomych”. Bezwartościowa papka. Tuż przed snem próbujemy się pomodlić. Ktoś ziewa, ktoś już śpi. Czytamy Słowo. Nic nie słyszymy i nic nie rozumiemy. Jaka gleba, taki owoc.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Adam Szewczyk