Sekretarz stanu USA Hillary Clinton wezwała w piątek światowe mocarstwa, by wywierać nacisk na Rosję i Chiny ws. ogarniętej konfliktem Syrii, aby pokazać im, że zapłacą za utrudnianie postępu w kierunku demokratycznych przemian w tym kraju.
Clinton wypowiedziała się w tym duchu na konferencji Grupy Przyjaciół Syrii zorganizowanej w Paryżu z udziałem ok. 100 delegacji. Z Polski obecny jest szef MSZ Radosław Sikorski.
Szefowa dyplomacji USA wyraziła opinię, że Rosja i Chiny nie obawiają się konsekwencji opowiadania się po stronie reżimu Baszara el-Asada. Jej zdaniem postawa Moskwy i Pekinu jest niedopuszczalna, a rolą uczestników spotkania Przyjaciół Syrii jest pokazanie, że blokowanie postępu w Syrii będzie miało swoją cenę.
Paryskie spotkanie ma na celu przyspieszyć odejście syryjskiego prezydenta. "Zmieni się to jedynie wówczas, gdy każdy reprezentowany tu kraj w sposób bezpośredni i w trybie pilnym jasno postawi sprawę, mówiąc, że Rosja i Chiny zapłacą cenę, ponieważ wstrzymują postęp (przemian w Syrii), blokują go, a tego nie można dłużej tolerować" - zaznaczyła.
We francuskiej stolicy ok. 100 delegacji z całego świata zastanawia się, jak zakończyć trwający ponad rok krwawy konflikt w Syrii, w którym zginęło już ponad 16,5 tys. ludzi, głównie cywilów. W konferencji nie uczestniczy natomiast Rosja, uważana za głównego sojusznika syryjskich władz, nie ma też reprezentacji Chin.
Szefowa amerykańskiej dyplomacji wezwała do uchwalenia rezolucji ONZ w sprawie przekazania władzy w Syrii. "Koniecznie trzeba ponownie zwołać Radę Bezpieczeństwa ONZ i domagać się wdrożenia w życie planu z Genewy, pod którym Rosja i Chiny się podpisały i akceptują przemiany polityczne" - powiedziała.
Clinton mówiła, że chodzi o rezolucję, która definiuje konsekwencje w postaci sankcji - w sytuacji nieprzestrzegania planu.
Ze swej strony brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague powiedział, że kraje, które nie nakładają sankcji na rząd w Damaszku, de facto przyzwalają na dalszą przemoc w Syrii.