Fenomen pana S.

Mam pomysł, jak się pozbyć z TVP Dariusza Szpakowskiego.

Czytam tu i tam o fenomenie Dariusza Szpakowskiego, naszego flagowego (by nie rzec narodowego) komentatora piłkarskiego. Fenomen to niewątpliwy, choć jego natura tajemnicza. Mowa bowiem wciąż o jakimś niezwykłym klimacie, który pan S. potrafi stworzyć na antenie, o niepowtarzalnej atmosferze, jedynym w swoim  rodzaju nastroju etc… Nic o warsztacie, może dlatego, że jego brak jest dojmujący. O klimacie czy nastroju się nie wypowiadam, kwestia gustu. Choć trudno mi zaakceptować tezę o charyzmie Szpakowskiego, ta bowiem w przypadku komentatora musi jednak się rzucać w uszy, jak to choćby ma miejsce w przypadku Tomasza Zimocha. A tu nic się nie rzuca. Wróćmy zatem do warsztatu.

Fenomen pana S. prawdopodobnie polega właśnie na tym, że nie spełnia on ŻADNYCH kryteriów wymaganych od komentatora sportowego. Jego znakiem firmowym jest na przykład kompletna dezynwoltura w podejściu do tożsamości piłkarzy. Każdy średniozaawansowany kibic wie, że dowolnie dopasowuje on nazwisko do osoby aktualnie prowadzącej piłkę. Błędy zdarzają się oczywiście każdemu, ale on trwa w grzechu i praktycznie nigdy nie koryguje swoich pomyłek. Także tego, co widzą wszyscy, np. że jest aut, a nie rzut wolny. Polskie nazwiska wymawia niechlujnie (Lewandoski, Błaszczykoski), ale szczególnie kreatywny bywa w wymawianiu nazwisk obcych i to w każdym języku. Potrafi także zmienić swoją koncepcję brzmienia nazwiska kilka razy w ciągu meczu. Urocze? Jak dla kogo.

Ale powiedzmy, że ktoś może znajdować w tej dezynwolturze jakiś urok. Trudno jednak doszukać się czaru w słowniku Szpakowskiego. Nawet słynnych lapsusów nie ma tam wcale aż tak wiele, bowiem zasób słów i związków frazeologicznych jest u pana S. niezwykle ubogi. Można wręcz odnieść wrażenie, że nie mamy do czynienia z żywym człowiekiem, ale komentatorem automatycznym, dobierającym gotowe kalki słowne do sytuacji boiskowej. Trzydzieści lat słuchania Szpakowskiego (niezły wyrok i to bez możliwości apelacji) sprawia, że chyba każdy z nas (po pięćdziesiątce) jest w stanie wyprzedzająco wygłosić sentencje, jaka za chwile padnie na antenie.

Nie piszę nic odkrywczego? Jak zatem wytłumaczyć nie tylko fakt, że ten wyrok wciąż odsiaduję wspólnie z 16 milionami rodaków, ale i to, że przy okazji Euro jestem świadkiem kolejnego spektaklu zachwytu Polaków na Szpakowskim i pana S. nad samym sobą. Szeroki strumień miłości własnej płynący z jego ostatniego wywiadu dla „Uważam Rze” wprost odbiera mowę. Niestety, nie odbiera naszemu bohaterowi, tak wsłuchanemu w siebie, że potrafił zagadać jedno z najpiękniejszych wydarzeń na Euro, czyli śpiew kilkunastu tysięcy Irlandczyków na stadionie w Poznaniu.

Fenomen Szpakowskiego polega też na tym, że zachował on w stanie czystym model dziennikarstwa sportowego z czasów, gdy uważano że nie muszą w nim obowiązywać te same standardy co w informacji, kulturze czy ekonomii. Błędy językowe? Koszmarna polszczyzna? Przechodzenie na „ty” z zawodnikami i trenerami? Trzydzieści lat temu na to wszystko przymykano w naszej branży oko. Ale życie poszło naprzód, poziom dziennikarstwa sportowego także. Prawdopodobnie Dariusz Szpakowski nie czyta publicystów potrafiących pasjonująco pisać o piłce, nie słucha konkurencji na własnej i sąsiednich antenach, by nie zaburzać czystości i niepowtarzalności swego przekazu. Bo gdyby słuchał Twarowskiego, Smokowskiego, Borka, Laskowskiego  i kilku innych komentatorów, nie tylko nie zakłócających odbioru, ale wręcz w nim pomagających, zapewne musiałby rzucić robotę.

Oczywiście nie musi, bo wie, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka i miliony Polaków po prostu nie wyobrażają sobie meczu reprezentacji bez Szpakowskiego. Kochają go takiego, jakim jest. Czy zatem nie ma żadnej nadziei? A może jest jakiś sposób na takie myślenie magiczne?

Otóż jest. Trzeba tym milionom rodaków traktujących pana Darka jako część narodowego dziedzictwa podsunąć równie magiczną przepowiednię: „Nie odniesiemy żadnego sukcesu w reprezentacyjnej piłce, dopóki Dariusz Szpakowski będzie komentował mecze Polski”. Bez sensu, to jasne. Ale może lepiej nie ryzykować…

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Legutko