– Nie posiadałem nic. Byłem bezrobotny, miałem za sobą zakład karny. Dzięki pomocy MOPS-u wyszedłem na prostą. Teraz na umowę-zlecenie sam pomagam przy organizacji projektów socjalnych – zwierza się Leszek z Gdańska.
Daremno dziś szukać w Gdańsku miejskiego ośrodka pomocy społecznej. A przecież MOPS jest ludziom potrzebny. Czyżby państwo polskie i na to już nie miało pieniędzy? Może to spóźniony żart prima- aprilisowy? – Nic z tych rzeczy – uspokaja Wioletta Dymarska, pracownik ds. promocji i organizacji w dawnym Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Gdańsku. – Po prostu zmieniliśmy nazwę z „pomocy społecznej” na „pomocy rodzinie”. Poprzednia nazwa nie tylko nie oddawała w pełni wszystkich zadań, jakie realizuje ośrodek, ale przede wszystkim kojarzyła się głównie z pomocą finansową dla najuboższych i zagrożonych wykluczeniem społecznym. Tymczasem od dawna gdański MOPS robi wiele innych rzeczy, także tych związanych ze wspieraniem rodzin poprzez dodatki mieszkaniowe czy świadczenia rodzinne i pielęgnacyjne – tłumaczy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Daria Kaszubowska