Prokuratorzy chcą spotkać się z Biniendą

Profesor z USA Wiesław Binienda, autor prywatnej ekspertyzy ws. katastrofy smoleńskiej, został poproszony o spotkanie z prokuratorami wojskowymi badającymi wypadek Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r. Nie ma na razie jego odpowiedzi.

Kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej nie ujawnił PAP, w jakim charakterze zaproszono Biniendę. "W czwartek skontaktowano się z nim; czekamy na odpowiedź" - dodał prokurator.

Binienda, kierownik Wydziału Inżynierii Cywilnej na uniwersytecie w Akron w Ohio, jest autorem badań z których ma wynikać, że zderzenie z brzozą nie mogło być przyczyną katastrofy Tu-154M. "Najpierw musiał być wybuch i musiał on nastąpić w powietrzu, żeby ściany mogły się otworzyć na zewnątrz. Dopiero później upadł całym ciężarem na ziemię" - uważa Binienda.

W czwartek Binienda ponownie przedstawił swe ustalenia na posiedzeniu zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy, którym kieruje poseł PiS Antoni Macierewicz. Po obradach prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że "cała bajka o brzozie jest nieprawdą". Dodał, że "wielu wybitnych polskich naukowców publicznie stwierdza, że to, co głosi na podstawie badań prof. Binienda, to jest prawdą". "Wszystko było inaczej. Polskie społeczeństwo i międzynarodowa opinia publiczna były w sposób wyjątkowo cyniczny i bezczelny oszukiwane" - mówił Kaczyński.

Maksjan powiedział PAP, że prokuratura wojskowa dotychczas dostała od zespołu Macierewicza tylko prezentację Biniendy i drugiego prywatnego eksperta Kazimierza Nowaczyka. W lipcu 2011 r. prokuratorzy prowadzący śledztwo ws. katastrofy wystąpili do szefa parlamentarnego zespołu o posiadane przez zespół materiały, m.in. egzemplarz tzw. białej księgi. "Prokuratura jest zainteresowana pozyskiwaniem każdego materiału, który może okazać się przydatny w toku prowadzonego śledztwa" - mówił wtedy Maksjan.

W lipcu ub.r. komisja badająca katastrofę smoleńską, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller, zaprezentowała swój raport. Odnosząc się do kwestii uderzenia samolotu o brzozę Miller mówił wówczas, że czym innym jest uderzanie brzozą o samolot, a czym innym zderzenie pędzącej maszyny z drzewem. Przypomniał, że brzoza nie była pierwszą przeszkodą, którą napotkał samolot. "Pierwsze przeszkody czyniły na tyle nieznaczące szkody w poszyciu samolotu, że nie prowadziło to do zmiany trajektorii lotu, co nie oznacza, że nie pozostawiało żadnych śladów na torze przelotu samolotu" - zaznaczył Miller.

« 1 »