Żałoba w Olympique Marsylia. Jeden z najpopularniejszych klubów we Francji zajął dopiero 10. miejsce w lidze i nie zagra w europejskich pucharach. Właścicielka OM, Rosjanka Margarita Dreyfus, rozważa pozbycie się kłopotów, jakie przejęła w spadku po mężu.
W niedzielę okazało się, że w skomercjalizowanym sporcie klub z 14. budżetem w lidze (33 mln euro) Montpellier potrafi zdobyć mistrzostwo, wygrywając rywalizację z takimi potęgami finansowymi, jak PSG, Olympique Lyon czy OM (budżety po ok. 150 mln).
Margarita Bogdanowa Dreyfus, 50-letnia Rosjanka urodzona w St. Petersburgu, wdowa po zmarłym w 2009 roku szwajcarskim magnacie finansowym Robercie Luisie Dreyfusie, właścicielu OM i m.in. Adidasa, niezadowolona z wyników oraz skandalicznej postawy piłkarzy, na razie wypełnia jednak ostatnią wolę zmarłego męża i finansuje zespół.
W przyszłym sezonie zapowiada jednak politykę zaciskania pasa albo sprzedaż klubu, choć na horyzoncie nie widać chętnych na taką transakcję. Losy dziewięciokrotnego mistrza kraju i zdobywcy Pucharu Europy (1993) rozstrzygną się pod koniec maja, na spotkaniu z trenerem Didierem Deschampsem i pełniącym funkcję prezydenta OM Vincentem Lebrune. Madame Dreyfus chce obniżyć gażę 30 piłkarzom, do których trafia aż 65 proc. klubowego budżetu oraz mieć decydujący głos przy transferach.
Przykładów szczodrości szefów OM jest aż nadto. Np. Andre Pierre Gignac z FC Toulouse kosztował 18 mln euro. Napastnik z 10-kilogramową nadwagą zarabia miesięcznie 330 tys. euro. Po odchudzającej kuracji we włoskim Merano pierwszego gola udało mu się strzelić w 37., przedostatniej kolejce, zdegradowanemu już do drugiej ligi Auxerre.
Na trybunach Stade Velodrome pojawiły się napisy: "Milionerzy na co dzień, kloszardzi na boisku - utopimy was w morzu!". Na klubowym parkingu kłują oczy Ferrari, Mercedesy i Maserati. Każdy za grubo powyżej 100 tys. euro. Trwa konkurs na najdroższy model Rolexa na ręku futbolisty.
W milionowej Marsylii bezrobocie przekroczyło już 20 procent, a w dzielnicach północnych, zamieszkałych przez emigrantów z Algierii, Tunezji i Maroka, dochodzi do 70 proc. To są akurat najwierniejsi kibice OM, ci którzy kupują szaliki, czapeczki, długopisy, a nawet pieluchy w kolorach biało-niebieskich.
Kluby kibica Olympique Marsylia są bardzo uprzywilejowane. Dysponują 22 tys. miejsc na dwóch trybunach, a roczne karnety sprzedają przeciętnie po 180 ero. Najliczniejszy - Ultras - utrzymuje bliskie kontakty z szalikowcami Arki Gdynia.
Tylko bilety na mecze Pucharu Europy pozostają w gestii UEFA. Ten niepisany przywilej, a zarazem strata około 400 tys. euro w budżecie klubu, to sprawka byłego bossa OM, Bernarda Tapie.
W latach 80. oddał on wspaniałomyślnie miejsca na dwóch trybunach w zamian za przychylność w wyborach na mera Marsylii. Fotela nie zdążył zająć, bo za aferę korupcyjną i kupowanie meczów trafił do więzienia.
Kiedy w 2010 roku Deschamps zdobył dla Marsylii po ośmiu latach mistrzowski tytuł oraz Puchar Ligi stał się bożyszczem, niesionym na ramionach kibiców do Vieux Port. Teraz, po wyeliminowaniu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów przez Bayern Monachium i po kompromitacji w rozgrywkach krajowych, fanatyczne grupy domagają się jego skalpu.
Legendarny kapitan trójkolorowych, jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy nad Sekwaną, kapitan OM, który w 1993 r pokonał w finale Ligi Mistrzów AC Milan, ma jeszcze jednego wroga. Jest nim Jose Anigo, dyrektor sportowy i szara eminencja w klubie. Kiedyś mierny obrońca, później noszowy w szpitalu, dziś, dzięki koteriom i układom, odpowiada za transfery piłkarzy. Pobił lekarza drużyny, który sprzeciwił się grze kontuzjowanego zawodnika.
Otaczają go zaufani ludzie, podejrzewani o stosowanie szantażu i przemoc. Za publiczną krytykę Deschampsa i obraźliwe słowa, Lebrune wlepił mu 50 tys. euro kary i zakaz wyjazdów na mecze Ligi Mistrzów. Zdezorientowani piłkarze nie wiedzą, kto naprawdę rządzi w klubie.
Niema, bardzo smutna publiczność żegnała piłkarzy podczas ostatniego meczu na stadionie Velodrome. Wielki transparent na trybunach krzyczał: "Cisza, toniemy!"