Słowo „objawienie” kojarzy się nam z czymś tajemniczym, mistycznym, zarezerwowanym dla wybranych osób. A przecież dostęp do Bożego Objawienia ma każdy chrześcijanin, który z wiarą czyta Biblię.
No pewnie, że chciałbym zobaczyć na własne oczy zmartwychwstałego Jezusa i włożyć rękę w Jego rany. Chyba każdy wierzący człowiek ma pragnienie otrzymania jakiegoś znaku z nieba. Niekoniecznie od razu anioł, ale żeby choć „figura w kościele podniosła dla mnie rękę, raz jeden, jedyny”, jak pisał jeden z polskich poetów. Apostoł Tomasz, który tak stanowczo domagał się osobistego objawienia, usłyszał: „błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. To nie znaczy wcale, że my, dzisiejsi uczniowie Pana, poruszamy się w kompletnych ciemnościach. Przeciwnie, Bóg zapalił potężny reflektor, który mocnym snopem prawdy oświetla nam drogę do nieba. A jednak nieraz z uporem szukamy jakiejś dodatkowej latareczki czy światełka. Dlaczego czasem łatwiej ufamy prywatnym wizjom niż prawdzie Ewangelii, głoszonej od dwóch tysięcy lat przez Kościół?
Skorzystaj z promocji tylko do Wielkanocy!
ks. Tomasz Jaklewicz