Polski Instytut Sztuki Filmowej publicznymi pieniędzmi powinien wspierać ambitne filmy autorskie. Niestety, nie zdecydował się dołożyć do produkcji najnowszego obrazu Krzysztofa Zanussiego „Ciało obce”.
11.04.2012 19:30 GOSC.PL
O gustach się nie dyskutuje. Ale czy ktoś przepada za autorem „Cwału”, czy też nie, musi przyznać, że to uznany mistrz polskiego kina. Jego nowy film, którego scenariusz przedstawił Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej, opowiada o ekspansji feminizmu, przekraczającego wszelkie granice. Feministkom z wielkiej korporacji w sposób nienachalny został przeciwstawiony zatrudniony w niej katolik - Angelo, konsekwentnie trzymający się zasad. Na początku ustawiony na pozycji przegranej - w ostatecznym rachunku odnosi zwycięstwo. W zalewie produkcji propagującej, delikatnie pisząc - relatywizm moralny, film Zanussiego wyróżnia się tym, że skłania do opowiedzenia się za wartościami. Ale to przecież dziś niemodne. Więc to pierwszy powód, żeby nie został zrobiony.
W gronie oceniających Zanussiego oprócz sławy jaką jest Agnieszka Holland (nota bene głosowała za jego projektem) nie zasiadał nikt, kto zapisałby się w historii naszej kinematografii tak jak sam oceniany. O przyznaniu pieniędzy twórcy obrazu „Persona non grata” decydowali także - Dorota Kędzierzawska, Małgorzata Szumowska, Filip Bajon, Andrzej Jakimowski i Maciej Wojtyszko. To oni podczas wcześniejszej sesji, na której przyznawano dotacje, odesłali scenariusz Zanussiego do poprawek według proponowanych przez siebie, jak mówi reżyser – sprzecznych sugestii. Autor „Imperatywu” nie zaakceptował ich. To całkiem zrozumiałe, bo tworzy kino autorskie, więc dlaczego miałby pozwolić, żeby w jego film ingerował zespół reżyserów? Paradoksalnie - w ulepszeniu dzieła znanego twórcy mieliby brać udział reżyserzy mniej zasłużeni. A jednak decydenci z PISF-u chcą, żeby tak było. Zanussi nie zgadza się na to. To drugi powód dla którego film według nich nie powinien zostać nakręcony.
Mocno dyskusyjny wydaje się też sam proces oceniania zgłoszonych scenariuszy. Reżyserzy oceniają reżyserów, co samo w sobie ma niewiele wspólnego z obiektywizmem. Przecież, na chłopski rozum - choćby z czystej, zawodowej zawiści mogą zablokować film kolegi. – Oceniający stanowią konkurencję ocenianych – mówi reżyser, który nie pozwala swojego ujawnić nazwiska, bo nie chce podpaść, a zamierza wystąpić o dofinansowanie własnego filmu. – Podprogowo myślą, jak ograniczyć innym dostęp do pieniędzy, żeby zostawić je dla siebie. A więc znalazł się i trzeci powód, żeby filmu nie można było zrealizować.
Nie będę szukać kolejnych przyczyn odrzucenia interesującego (czytałam go, jakby ktoś miał wątpliwości dlaczego go chwalę) scenariusza Zanussiego. Jak się okazuje takich pozamerytorycznych powodów znalazłoby się więcej. Bo przecież nie jakość wydaje się być podstawą dotowania proponowanych projektów. O czym świadczy 1, 5 ml wyłożone przez PISF na „Wyjazd integracyjny” Przemysława Angermana, który został okrzyknięty najgorszym filmem minionego roku.
Ale nie zapominajmy o samym mistrzu, który nie dostaje pieniędzy na kolejny film. Miał już obietnice kapitału włoskiego i rosyjskiego, ale zagwarantowane wyłącznie przy współudziale polskich pieniędzy, więc jak na razie nie może przystąpić do realizacji obrazu. Czy powinien schować scenariusz do szuflady i zająć się jakimś tematem na topie? A może, jak na początku kariery powinien kręcić filmy amatorskie? Akira Kuroswa, gdy odmówiono mu dofinansowania kolejnych filmów, próbował popełnić harakiri, ale na szczęście go odratowano. Do jego obrony włączył się Francis Ford Copolla. Na naszym rynku, rządzącym się prawami ostrej konkurencji może szansą dla takiego reżysera jak Zanussi okazałaby się pomocna dłoń kogoś z prywatnych biznesmenów, którzy nie raz przyznawali mu swoje nagrody. Mogliby stać się producentami filmu z wartościami. A to dziś nie byle co.
Barbara Gruszka-Zych