Dziś w niebo strzelają palmy. Przypominają tamten triumfalny wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy. „Hosanna”, ścielone płaszcze, rzucane gałązki palm. I czasem wraca to pytanie: Jak to możliwe, że ci sami ludzie za pięć dni krzyczeli: „Ukrzyżuj!”?
01.04.2012 13:53 GOSC.PL
Subtelna podpowiedź kryje się w okrzykach powitania z Niedzieli Palmowej: „Synowi Dawidowemu”. Tłum witał Jezusa nie jako Syna Bożego, ale jako potomka wielkiego wojownika, króla Dawida. Chciał w Jezusie widzieć politycznego przywódcę, mesjasza, który odniesie doczesne spektakularne zwycięstwo nad znienawidzonymi Rzymianami okupującymi Palestynę. Gdy nic takiego się nie stało, co więcej – Jezusa pojmano, stawiono przed sądem i sponiewierano, odrzucili Go, widząc w upokorzonym i fizycznie słabym oszusta i zwodziciela. A przecież Pan Jezus nigdy nie obiecywał, że coś takiego zrobi. To zawiodły ludzkie projekcje stwarzające Pana Jezusa na obraz i podobieństwo ludzkich wyobrażeń i doczesnych oczekiwań.
Niedziela Palmowa gdzieś u gruntu jest zaproszeniem do oczyszczania obrazu Pana Jezusa z naszych mylnych projekcji. Jego moc i wielkość kryje się nie w politycznym sukcesie, ale w tym, że pokonany i zabity powstał z grobu, i to powstał jako pierwszy. I za tę szansę naszego powstania do życia wiecznego wznośmy palmowe gałązki i śpiewajmy „hosanna”, co po hebrajsku znaczy zarazem: „pomóżże” i „dzięki, że pomogłeś”.
ks. Zbigniew Niemirski