Jak działa w moim życiu Maryja? Oj, musiałbym pisać i pisać, i pisać. Nie starczyłoby „Małego Gościa”. Dlatego opowiem dwie krótkie historyjki...
Marta, która tańczyła w brzuchu mamy, kiedy modliła się za nią Matka Boża fot. MARCIN JAKIMOWICZ Już za kwadrans ruszy modlitwa wspólnoty. Za oknami wybuchł maj: słońce, kwitnące drzewa. A w naszej salce jakoś pusto, łyso. Przydałyby się jakieś kwiatki – pomyślałem. Wszedłem do zakrystii. Nie było nikogo. W ogromnych wiadrach stało kilkadziesiąt róż. Wyglądały ślicznie. – Wezmę jedną. Nikt nie zauważy nawet, że zniknęła – pomyślałem. I wybrałem najokazalszą. – Przecież to nie dla mnie: to kwiat dla Maryi – usprawiedliwiłem się i ruszyłem do salki. Po drodze dopadły mnie wyrzuty sumienia: Maryjo, to Twoja wspólnota, ukradłem dla Ciebie różę. Niby nic wielkiego. A jednak, diabeł tkwi w szczegółach. Czy chciałabyś, byśmy modlili się przy kradzionym kwiatku? Odwróciłem się na pięcie i zaniosłem różę z powrotem. Na szczęście w zakrystii nadal nie było nikogo. Ruszyłem do salki z pustymi rękami, ale lekkim sercem. I wtedy wpadłem na Przemka. Szedł na modlitwę, a w ręce trzymał czerwoną sztuczną różę. – Byłem właśnie w Wesołym Miasteczku i ustrzeliłem ją na strzelnicy – tłumaczył. – Przyda się? – Przyda się – wybąkałem. Maryja sama zadbała o wystrój salki. I co z tego, że kwiatek był sztuczny? Ważne, że ze szczerego serca.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz