Nie jesteśmy bezradni wobec nieszczęść na świecie, każdy może zrobić wiele, a ludzkość dysponuje wystarczającymi narzędziami i pieniędzmi do zlikwidowania wszelki plag i nieszczęść – to główne konstatacje porannej dyskusji na forum IX Zjazdu Gnieźnieńskiego.
Starano się także odpowiedzieć na pytanie jaki jest zakres odpowiedzialności Europejczyków za świat, zawłaszcza za ludzi dotkniętymi różnoraką biedą. W dyskusji uczestniczyli przedstawiciele kilku organizacji i fundacji, które udzielają konkretnej pomocy potrzebującym w różnych regionach świata.
Dr Kazimierz Szałata mówił o szczególnej odpowiedzialności Europy, która była budowana jako christianitas, z troską o harmonię nauki i miłości, gdzie obok uniwersytetów wznoszono szpitale. Dzisiejsza Europa przechodzi proces dekonstrukcji – mądrość zamienia w wiedzę i nie rozumie już miłosierdzia – ubolewał prezes Fundacji Polskiej Raoula Follerau. Jeśli tolerujemy znajdujące się od nas 3 godziny lotu samolotem leprozoria, współczesne obozy koncentracyjne, to czy mamy prawo nazywać się Europejczykami, a zwłaszcza chrześcijanami? – powtórzył pytanie patrona Fundacji dr Kazimierz Szałata.
Janina Ochojska, prezes Polskiej Akcji Humanitarnej, wyznała, że motywem jej działalności jest niezgoda na to, aby ludzie umierali z głodu, braku wody pitnej, byli spychani na margines. Zwróciła uwagę na paradoks dzisiejszego świata, który produkuje więcej żywności niż ludzie mogliby zjeść, a ponad miliard mieszkańców ziemi kładzie się spać głodna. Dlatego Polska Akcja Humanitarna realizuje programy rolnicze i umożliwiające dostęp do wody. „nasza organizacja istnieje dzięki temu, że tak wielu ludzi w Polsce chce pomagać innym” – podkreśliła Ochojska.
Krzysztof Stanowski, prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej, zauważył, że Polacy, którzy do 1989 r. byli mistrzami świata w mówieniu: „nie”, skoncentrowani na swoich problemach, coraz lepiej rozumieją, że nie są narodem wybranym i otwierają się na pomoc innym. „Nie jesteśmy bezradni, ale robotników jest bardzo, bardzo mało” –stwierdził Stanowski, zwracając uwagę, że Europejczyków jest coraz mniej, natomiast lista potrzebujących pomocy, np. w Afryce, w ostatnich latach gwałtownie wzrosła.
Renata Dobrzyńska, prezes Stowarzyszenie Solidarności Globalnej w Lublinie, podkreśliła, że pomoc jej organizacji zawsze zaczyna się od spotkania lub kontaktu z konkretnym człowiekiem. Raz będzie to wsparcie udzielone misjonarzowi, innym razem posłanie młodych wolontariuszy do Kenii, kiedy indziej realizacja programu dla uchodźców z Abchazji. Ostatnio Stowarzyszenie nawiązało kontakt z grupami parafialnymi na Kubie, aby pomóc przygotowywać je do pracy społecznikowskiej. „Gdy braknie pieniędzy, okazujemy zwyczajne gesty solidarności, jak modlitwa czy happeningi uliczne” – informowała prezes Dobrzyńska.
Dr Jan Grzeszkowiak z Kościoła Zielonoświątkowego, wiceprzewodniczący Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Medycznego, wyznał, że działa z motywacji religijnej , pamiętając, że tak Bóg umiłował świat, iż Syna swego dał. „W każdym z nas jest zdolność do dawania z miłości, zawsze znajdzie się okazja ku temu, by dawać” - przypomniał Grzeszkowiak. W 2001 r. wraz ze swoja rodziną rozpoczął fachową akcję pomocy leczenia ślepoty w 40-milionowej Kenii, gdzie na półtora miliona mieszkańców jest tylko jeden lekarz okulista. Dr Grześkowiak mówił, że dzięki tej pomocy wielu ludzi nie tylko zostało uleczonych, ale także przeżyło przemianę duchową.
Również o swojej pracy z niewidomymi opowiadała s. Rafaela Nałęcz ze Zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża. Najpierw pracowała w Indiach, a obecnie w Rwandzie, gdzie założyła szkołę z internatem dla stu dzieci. Wyjeżdżała do Afryki bez pieniędzy, ale z przekonaniem, że jeśli Bóg tak chce, to dzieło powstanie. Obecnie nieliczna grupa polskich sióstr przygotowuje się do otwarcia placówki szkolenia zawodowego dla niewidomej młodzieży. S. Rafaela podkreśliła, że jest to działalność wyjątkowo trudna, bez aprobaty społecznej, gdyż w Rwandzie ślepota jest uważana za z przekleństwo, a niewidomi są bardzo izolowani.
Prawosławny Mirosław Matreńczyk, dyrektor Fundacji „Wschód” zaczął pomagać, aby wykorzystać swoje doświadczenia biznesowe i ekonomiczne, oraz odwdzięczyć się Bogu za uratowanie z nieuleczalnej choroby. Zebrał grupę ludzi, którzy chcieli się podzielić swoim sukcesem. Pomogli w utworzeniu zakładu pracy chronionej na Białorusi, obecnie realizują programy pomocy w biednej Mołdawii, gdzie jedna czwarta obywateli wyjechała w ostatnich latach na emigrację „za chlebem”. „Warto pomagać, możemy pomagać” – powiedział z przekonaniem Matreńczyk.