Protesty robotników w państwie komunistycznym były wyjątkowym policzkiem dla partii, która rzekomo widziała „swą historyczną misję w artykułowaniu interesów robotników, jako najbardziej postępowej klasy”.
To nie tylko polskie czerwce – wystąpienia w Poznaniu w 1956 r. (55. rocznica), w Radomiu, Płocku i Ursusie w 1976 r. (35. rocznica), ale też letnie strajki w sierpniu 1980 r. i 1988 r., grudniowa rewolta na Wybrzeżu w 1970 r. oraz setki innych strajków, były wołaniem robotników o godne traktowanie i poprawę fatalnych warunków egzystencji. Były wyrazem rozczarowania rządami, które obiecywały robotnikom uzyskanie wyjątkowej pozycji społecznej. Projekt komunistyczny roztaczał bowiem przed proletariatem wizję przyszłego bogactwa i sprawiedliwości. Miały się skończyć czasy wyzysku klasowego i gnębienia przez burżuazję. Okazało się, że hołubiony „proletariat” nie miał gwarancji swych podstawowych praw, w tym prawa do związków zawodowych. Hasła o zbudowaniu nowego społeczeństwa, a w nim „nowej klasy robotniczej”, nie zostały do końca zrealizowane. Nie pomogły mechanizmy sztucznego awansu, obłaskawiania i „kupowania” robotników czy też pozbawiania ich tradycyjnych wartości. Zamiast „potulnych roboli” komuniści mieli do czynienia w dużej mierze z niepokornymi „masami robotniczymi”, których protesty zdecydowały ostatecznie o kształcie Polski.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Adam Dziurok