Gdyby to nie była prowokacja dziennikarska, nienarodzone dziecko zginęłoby, bo było dziewczynką. Co na to feministki?
Brytyjski dziennik „Daily Telegraph” wysłał do dziewięciu ośrodków aborcyjnych dziennikarzy z kobietami udającymi ciężarne chcące zabić swoje nienarodzone dziecko. Za każdym razem rzekome matki informowały aborterów, że chcą tego dokonać, gdyż noszą pod sercem dziewczynkę a wolałyby chłopca. Brytyjskie prawo zezwala na aborcję do 24 tygodnia ciąży, jednak nie wtedy, gdy powodem jest płeć dziecka. W trzech przypadkach aborterzy zgodzili się na nielegalne zabójstwo.
Okazuje się, że mordowanie nienarodzonych dziewczynek to problem nie tylko takich państw jak Chiny czy Indie, ale także bardziej „cywilizowanych” krajów w Europie. Dlatego też Rada Europy poprosiła swoje państwa członkowskie, by zakazały udzielania rodzicom informacji o płci dziecka przed urodzeniem. Na szaleństwo odpowiedziała szaleństwem, choć z pewnością nieco mniejszym.
Nie słyszałem jednak, by problemem interesowały się feministki, które są zwolenniczkami legalności aborcji rzekomo dlatego, że stoją „po stronie kobiet”. To mit, że aborcja jest dobra dla kobiet: abstrahując od problemów fizycznych, psychicznych i duchowych, jakie sprawia matkom, niesie śmierć milionom nienarodzonych dziewczynek. Których jest o wiele więcej, niż zabijanych chłopców.
Drugim mitem jest to, że zwolennicy legalności aborcji to swoiści bohaterowie antycznej tragedii: w sytuacji, z której w ich mniemaniu nie ma dobrego wyjścia, wybierają „mniejsze zło”, polegające na umożliwieniu kobiecie obawiającej się z różnych przyczyn wydania dziecka na świat jego zabicie. Zawodowi proaborcyjni propagandyści wcale nie widzą w aborcji zła, a zwyczajny zabieg, który można porównać do usunięcia pryszcza. Wskazaniem do aborcji oprócz choroby nowotworowej matki czy „nieuleczalna” wada rozwojowa dziecka może być równie dobrze jego nieodpowiednia płeć. Albo to, że wizja rodzicielstwa już nam się znudziła. Gdyby było inaczej, lobby proaborcyjne nie obawiałoby się obowiązkowych badań USG przed podjęciem przez rodziców ostatecznej decyzji o aborcji (skoro jest już dozwolona). Doskonale wiedzą bowiem, że zobaczenie swego dziecka czyni ojca i matkę bardzo często głuchych na ich ideologiczne argumenty. A czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Nie łudźmy się: legalność aborcji nie służy nikomu poza pracownikami przemysłu aborcyjnego. Jedynie z powodu wykształcenia nazywanymi lekarzami.