Szklarska Poręba udowodniła, że tu bije serce polskiego narciarstwa biegowego.
Mnóstwo ochotników przez kilka tygodni przed pierwszym startem w pocie czoła pracowało nad budową miasteczka dla zawodników, przy oznaczaniu tras i przekopywaniu w śniegu tuneli łączących poszczególne sektory. Bez tych anonimowych bohaterów nie byłoby ani wygranej Justyny Kowalskiej, ani medialnego sukcesu Polany Jakuszyckiej. Nie zawiedli także kibice, którzy od czwartku, czyli dnia oficjalnych treningów, zjeżdżali do Szklarskiej Poręby. Czekały na nich trybuny po obu stronach linii mety. Czekali restauratorzy, hotelarze i sprzedawcy gadżetów w narodowych barwach. W czwartek wiadomo było, że „w całej Szklarskiej ani pół miejsca na nocleg już nie ma”. Zarobić chcieli też sprzedawcy flag i wszystkiego, co było biało-czerwone i nadawało się do kibicowania. Janusz Potoka przywiózł swój towar z Kalisza i wystawił na głównej ulicy miasta. – Nie wszystko sprzedałem, bo większość kibiców przywiozła gadżety ze sobą, ale i tak się opłaciło – przyznaje. Na brak pracy nie narzekali natomiast policjanci, strażnicy miejscy i służby komunalne. W razie potrzeby policjanci z drogówki regulowali ruch ręcznie. Rozległe miejsca parkingowe, które miasto przygotowało dla kibiców, były na obrzeżach miast. Ci, którzy zdecydowali się tam zostawić auta, masowo korzystali z taksówek, których wkrótce zabrakło. Wszystkie niedogodności przestały być ważne, kiedy na Polanie Jakuszyckiej pojawiły się Justyna Kowalczyk i Marit Bjoergen.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Roman Tomczak