Prokuratura w Hanowerze bada, czy obecny prezydent Niemiec Christian Wulff złamał prawo spędzając jesienią 2007 roku urlop w luksusowym hotelu na wyspie Sylt na zaproszenie producenta filmowego Davida Groenewolda - informują w czwartek niemieckie media.
Groenewold miał uregulować rachunek za pobyt Wulffa, wówczas premiera Dolnej Saksonii, i jego rodziny w hotelu, gdzie doba kosztowała 258 euro. Media sugerowały, że producent filmowy starał się o subwencje od rządu Dolnej Saksonii i zabiegał o przychylność Wulffa.
Dziennik "Bild" ujawnił, że w styczniu tego roku Groenewold poprosił personel hotelu o dyskrecję, gdyby pojawiły się pytania od dziennikarzy w sprawie rachunku za pobyt Wulffa.
Adwokat prezydenta Gernot Lehr potwierdził w środę, że producent filmowy dokonał dla Wulffa i jego rodziny rezerwacji w hotelu, a rachunek zapłacił z góry. Jednak Wulff zwrócił potem Groenewoldowi całą kwotę w gotówce.
Najnowsze zarzuty są kolejną odsłoną skandalu wokół prezydenta, który wybuchł pod koniec zeszłego roku po ujawnieniu, że kilka lat temu Wulff pożyczył pół miliona euro na korzystnych warunkach od żony znajomego biznesmena, co zataił przed parlamentem Dolnej Saksonii. W kolejnych tygodniach media publikowały co raz to nowe historie o tym, że Wulff chętnie korzystał z zaproszeń do posiadłości zamożnych przedsiębiorców, oferowanych mu rabatów na samochody czy darmowych biletów lotniczych.
"Christian Wulff ma mentalność kogoś, kto tylko poluje na okazje" - komentowała najnowsze rewelacje mediów przewodnicząca niemieckich Zielonych Claudia Roth. Zdaniem niemieckiej opozycji Wulff złamał ustawę o statusie ministra Dolnej Saksonii, zabraniającą przyjmowania korzyści majątkowych.
Dodatkowo prezydentowi zarzucono próbę wywierania nacisku na media, bo zadzwonił do redaktora naczelnego "Bilda" prosząc o wstrzymanie publikacji artykułu o korzystnym kredycie.
Christian Wulff jest prezydentem Niemiec od lipca 2010 roku.