Jedna ze znanych izraelskich organizacji pokojowych, Rabini na rzecz Praw Człowieka, postanowiła zorganizować tradycyjne obchody narodowo-religijnego święta w Izraelu - Tu Bi-Szwat - w małej wiosce na Zachodnim Brzegu, w sąsiedztwie izraelskiego osiedla.
Dwa minibusy z grupą izraelskich wolontariuszy, młodych i starych, religijnych i świeckich, urodzonych w Izraelu i imigrantów, wyjeżdżają wczesnym rankiem w środę z Jerozolimy. Kierowca, starszy uśmiechnięty Palestyńczyk Abu Rami pracuje z Rabinami od lat; wozi ich na Zachodni Brzeg, zna wszystkie małe wioski i prowadzące do nich kręte drogi.
Organizacja powstała w 1988 roku. Jej założycieli inspirowała myśl rabina Abraham Joshui Heschela, urodzonego w Warszawie na początku XX wieku filozofa i teologa, działacza ruchu praw obywatelskich w Stanach Zjednoczonych i przyjaciela Martina Luthera Kinga - opowiada w autobusie rabin Jehiel.
Rabini tym różnią się od innych organizacji pokojowych, że swoją troskę o prawa człowieka wywodzą z tradycji judaistycznej, nie uważają się za grupę polityczną i zajmują się szerokim spektrum spraw - od praw kobiet, pracowników, mniejszości i imigrantów po kwestię okupacji ziem palestyńskich, a przede wszystkim potrzebę ułatwiania Palestyńczykom dostępu do ich pól.
Młody religijny chłopak Murriel tłumaczy, że do Rabinów przyciągnęło go "odczytywanie judaistycznej tradycji w duchu praw człowieka". "Podoba mi się na przykład, jak Tu Bi-Szwat - święto drzew i święto odnowienia - staje się okazją do zrealizowania projektu na rzecz sprawiedliwości społecznej" - dodaje.
W wigilię Tu Bi-Szwat, religijni Żydzi siadają do kolacji z rodzinami. Tradycja wymaga, by na stole znalazły się owoce. W czasach galut, czyli diaspory, Żydzi jedli suszone owoce przywiezione koniecznie z Ziemi Świętej.
Jedną z nowych tradycji związanych ze świętem jest sadzenie drzew. W ramach obchodów drzewko w mieście Bejt Szemesz w pobliżu Jerozolimy miał posadzić premier Benjamin Netanjahu.
Rabini postanowili wraz z grupą wolontariuszy pojechać do małej palestyńskiej wioski położonej na północny zachód od Ramallah - Al Żenija i posadzić tam 200 drzewek. Wioska kilka dni temu padła ofiarą ataku fundamentalistycznych osadników żydowskich, którzy wypisali sprayem na położonym na jej obrzeżu domu: "śmierć Arabom" i "Mahomet jest świnią".
"Do Al Żenii mieliśmy pojechać i tak. Ale w kontekście ostatniego ataku ten wyjazd staje się bardzo ważnym gestem solidarności" - mówi PAP Murriel.
Podczas krótkiego postoju do minibusów podjeżdża patrol izraelskiej policji. Gdy policja orientuje się, co to za grupa i dokąd się udaje, nakazuje autobusom zawrócić. "Stanowicie zagrożenie dla porządku publicznego. Nie możecie tam jechać, to będzie prowokacja dla osadników. Zresztą na miejscu jest już wojsko" - mówi policjant, a po chwili bezowocnych negocjacji eskortuje grupę na pobliski punkt kontrolny.
Autobusy zawracają i, wbrew nakazowi policji, okrężną drogą docierają do palestyńskiej wioski.
Okazuje się, że wojsko rzeczywiście było tu tego dnia wcześniej. Grupa Palestyńczyków próbowała rano pójść na pole, które rozciąga się między wioską a żydowskim osiedlem Talmon, i zacząć sadzenie 200 drzewek podarowanych przez Rabinów. Wówczas żołnierze oświadczyli, że pole to teraz zamknięta strefa wojskowa i ostrzelali rolników gazem łzawiącym i granatami hukowymi.
Rabini i wolontariusze podejmują próbę sadzenia drzewek: udało się posadzić zaledwie kilka sadzonek, gdy sytuacja się powtarza - wraca armia, ogłasza teren zamkniętą strefą wojskową, dochodzi do przepychanek. Dwie osoby aresztowano.
"Armia i policja nie lubią Rabinów, bo przez nich muszą pracować. Nasza obecność zmusza ich do reakcji i obrony nas przed osadnikami. Bo jeśli coś stanie się Izraelczykowi, to sprawa szybko trafi do gazet" - tłumaczy w rozmowie z PAP Jahaw, jeden z działaczy.
"Jestem bardzo sfrustrowany. Ale mimo wszystko, udało nam się pokazać solidarność z Palestyńczykami i posadzić kilka drzew. W grupie było wielu religijnych żydów i świeckich Izraelczyków, którzy nigdy wcześniej nie byli na Zachodnim Brzegu. Dziś zobaczyli, na czym polega okupacja" - mówi rabin Jehiel.