Ponad 200 osób zginęło, a nawet 700 zostało rannych, w wyniku ostrzału miasta Hims w zachodniej Syrii przez siły wierne prezydentowi Baszarowi el-Asadowi - poinformowały w nocy z piątku na sobotę źródła związane z syryjską opozycją i obrońcami praw człowieka.
"W masakrze w Hims zginęło co najmniej 217 osób, w tym kobiety i dzieci" - powiedział Rami Abdulrahman, szef mającego swą siedzibę w Londynie syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka (OSDH).
Arabska telewizja Al-Dżazira poinformowała, powołując się na jednego z lekarzy w Hims, że w szpitalach brakuje krwi dla rannych, lekarstw i personelu medycznego. "Na ulicach jest wielu ludzi, którzy są ranni i potrzebują pomocy, ale nie możemy im pomóc" - relacjonował dla stacji telewizyjnej CNN Abu Abdo Alhomsy, mieszkaniec Hims. Z jego relacji wynika, że do ludzi strzelają snajperzy. "Oni są wszędzie i są gotowi wszystkich nas pozabijać" - powiedział Alhomsy.
W ataku na Hims armia wykorzystuje także czołgi, a żołnierze strzelają do mieszkańców z broni maszynowej i granatników. Według Al-Dżaziry, to początek wielkiej ofensywy wojsk rządowych w Hims, mieście uważanym z twierdzę opozycji. Tuż przed jej rozpoczęciem dezerterzy z syryjskiej armii ostrzelali posterunki wojsk wiernych reżimowi, zabijając dziesięciu żołnierzy.
Do kolejnej masakry w Syrii, jak piszą agencję, doszło na kilkanaście godzin przed nadzwyczajnym posiedzeniem Rady Bezpieczeństwa ONZ, podczas którego ma zostać poddany pod głosowanie projekt rezolucji w sprawie Syrii. Posiedzenie to ma się rozpocząć w Nowym Jorku o godzinie 16 (czasu polskiego), a nie - jak wcześniej podawały źródła dyplomatyczne - o godzinie 15.