Podczas gdy na świecie chrześcijanie są prześladowani przez islamistycznych fundamentalistów, Kościół w Polsce obchodzi Dzień Islamu. Gdzie tu sens i logika?
26.01.2012 13:47 GOSC.PL
"Ostatecznym celem Boko Haram jest wypędzenie wszystkich chrześcijan z północy" – donosi o aktualnej sytuacji w Nigerii "Kirche in Not". Zbrodnicze działania tej islamistycznej sekty, tragiczna sytuacja chrześcijan w Pakistanie, prześladowania w Iraku, podpalenia kościołów w Egipcie... Wystarczy tego na podsycenie i tak już obecnych uprzedzeń do świata islamu, a co za tym idzie – do muzułmanów, czyli... ok. 1,5 mld. ludzi! A taka już niszcząca siła uprzedzeń, iż nietrudno wszystkich, którzy wyznają Szahadę (muzułmańskie wyznanie wiary), zrównać w myśleniu z grupami ekstremistów, pomimo apeli muzułmańskich autorytetów, potępiających akty terroru: "To nie jest islam!" . Pośród uprzedzeń kto chce słyszeć te głosy?
A przecież powinno dać to do myślenia. Podobnie jak solidarność muzułmanów z Koptami, demonstrowana na kairskim placu Tahrir; ochrona świątyń chrześcijańskich przez grupy muzułmanów w Nigerii; protest 11 tys. sufich przeciw ekstremistom, ogłoszony na kongresie tego mistycznego nurtu niedawno na Jawie; i nawet fakt, że to imamowie ostrzegali nigeryjskie władze o niebezpieczeństwie, jakie niesie Boko Haram. Niestety głos ten zignorowano. Po co ta mozaika rozproszonych po świecie faktów? Bo tego wymaga uczciwość. Bo to też wizytówka świata islamu.
Jest więc burza nastrojów sprowokowanych instrumentalnym traktowaniem religii przez grupy fanatyków. I jest dzisiejszy XII Dzień Islamu w Kościele Katolickim w Polsce.
Promocja islamu w Kościele? – grzmią głosy oburzenia. Nie. To promocja spotkania i dialogu, nadająca kształt kulturze wyrażanej przez nas wiary. Bez złudzeń – tendencje fundamentalistyczne, które tak łatwo przypisywane są "tym drugim" wskutek zbrodniczych czynów grup i jednostek, nie omijają szerokim łukiem również i chrześcijan. Fundamentalizm dokonuje się najpierw w przestrzeni serca. Zamknięcie, wzgarda, cyniczna krytyka... i chwast dojrzewa. Najgorsze, gdy "w imię Boże".
Tym bardziej istotny jest temat tegorocznego Dnia Islamu: "Chrześcijanie i muzułmanie: poparcie dla duchowego wymiaru człowieka". Zachęta, by obrać kierunek patrzenia. Wertykalnie. Wtedy można koegzystować. W pokoju i nadziei. O tym informowało choćby ostatnio Radio Watykańskie: "Znakiem nadziei dla irackich chrześcijan i ludzi dobrej woli w Iraku, ma być nowa wspólnota zakonna, która rozpoczyna działalność w Kurdystanie Wspólnota ma być otwarta zarówno na wyznawców Chrystusa, jak i na muzułmanów, dla osób pragnących zatrzymać się tu dla modlitwy, refleksji, dialogu".
Inicjatywa ta – rewolucyjna? – spotkała się z aprobatą arcybiskupa Kirkuku. Nie jest nowatorską. Pionierską jest wspólnota z syryjskiego klasztoru Mar Mousa (Św. Mojżesza), założona przez włoskiego jezuitę o. Paolo Dall'Oglio, aby "ofiarować swoje życie za zbawienie muzułmanów".
Yannou Herve w książce "Jezuici i towarzystwo" pisze, iż "była to wspólnota oryginałów, trudna do zaklasyfikowania w Rzymie, wspólnota mieszana, ekumeniczna, w której chrześcijanie stanowili mniejszość, przeznaczona nie tyle do dialogu islamsko-chrześcijańskiego, ile do tworzenia pozytywnych interrelacji islamsko-chrześcijańskich, z językiem arabskim w tle. Przez pewien czas w niełaskach Towarzystwa, podejrzewany o promuzułmańskie sympatie Paolo Dall'Oglio, musiał przekonywać diecezjalne i rzymskie władze, wyjaśniać nieporozumienia, uzasadniać swoje postępowanie, podporządkować się wszystkim żądaniom i publicznie przeprosić, żeby wreszcie uznano oficjalnie jego inicjatywy".
Cóż, pionierzy mają pod górę, ale – dla ich zachęty – inicjatywy dialogu i koegzystencji nieobce są błogosławionym. Brat Karol de Foucauld w pustelni gościł sąsiadów – muzułmańskich Tuaregów. Jego życie zainspirowało błogosławioną Magdalenę Huttin, założycielkę Małych Sióstr Jezusa. Do dziś Małe Siostry w ramach formacji zakonnej żyją pośród muzułmańskich społeczności Sahary.
Wymowne świadectwo dialogu dała wspólnota trapistów z Tibhirine. Dla mnichów z algierskiego klasztoru życie pośród muzułmanów było obecnością "modlących się pośród innych modlących się" do tego stopnia, że udostępnili muzułmańskim sąsiadom salę klasztorną na tymczasowy meczet.
Można więc i tak? Jak widać można. Dialog, otwartość, gotowość do spotkania to przecież postawa wewnętrzna. Gotowość do patrzenia w jedną stronę, a nie skakanie sobie do oczu.
"Jako muzułmanie wierzymy, że najwspanialsze co można mieć na tym świecie, to posiadanie Boga w sercu. Mając Boga w sercu, macie wszystko. Żadna rzecz materialna nie sprawi, że staniecie się lepsi od posiadania Boga" - to słowa imama a Ghany z doskonałego dokumentu "Human Experience". Czy chrześcijanin nie mógłby się pod nimi podpisać?
Brat Alois z Taize:: "Co robić w chwilach posuchy i zniechęcenia ? W takie dni mówię sobie: Czy nie moglibyśmy patrzeć na radość i pokój Chrystusa zmartwychwstałego ? On zwyciężył śmierć i nienawiść.Patrząc na Niego, zbliżamy się do Jego radości i Jego pokoju".
Ikoną dialogu pozostaje wizyta św. Franciszka u sułtana. Podczas gdy zbrojne watahy po obu stronach gotowe były się wyrzynać z "Bogiem na ustach", biedaczyna z Asyżu poszedł do niego z Bogiem w sercu. I czego nas uczy historia? Że za krzyżowców katolicy do dzisiaj muszą się tłumaczyć, a Franciszka lubią nawet niechrześcijanie.
Krzysztof Błażyca