Obecnie w Polsce brakuje woli politycznej do stworzenia nowoczesnego modelu w zakresie współfinansowania związków wyznaniowych w ramach działań na rzecz dobra wspólnego społeczeństwa
Tak uznali uczestniczy panelu dyskusyjnego „Finansowanie Kościoła. Jaka przyszłość?”, który odbył się 9 stycznia w siedzibie „Rzeczpospolitej”.
Oto pełen zapis dyskusji. Uwaga, jest on bardzo obszerny. Publikujemy go dla tych, którzy chcą wyrobic sobie zdanie na temat zmian w kościelnych finansach na podstawie czegoś więcej niż krótkie notatki prasowe.
Ewa K. Czaczkowska: Jaka Panów zdaniem powinien wyglądać model finansowania Kościoła w Polsce. Czy działalność Kościoła powinna być finansowana ze środków publicznych? Jeżeli tak, to w jakim zakresie, w jakich obszarach działania?
dr Paweł Borecki, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego: Optymalnym z mojego punktu widzenia, ale również z punktu widzenia konkordatowej i konstytucyjnej zasady wzajemnej niezależności państwa i Kościoła, a także zasady bezstronności władz publicznych w sprawach światopoglądowych powinno być przede wszystkim oparcie finansowania Kościoła i innych związków wyznaniowych na źródłach własnych, w szczególności na ofiarności wiernych. Ten system gwarantuje Kościołowi niezależność, również od władzy publicznej. Proszę zwrócić uwagę, w jakiej atmosferze została zlikwidowana Komisja Majątkowa. Odnoszę wrażenie, że była to swoista reakcja ekipy rządzącej na zaangażowanie części hierarchii katolickiej w wybory oraz wydarzenia wokół katastrofy smoleńskiej po stronie Prawa i Sprawiedliwości. Kwestie finansowe, majątkowe zostały potraktowane przez władzę jako instrument rewanżu na Kościele. Jakoś przez 20 lat Komisja Majątkowa mogła działać, nikomu nie przeszkadzała, nagle w błyskawicznym trybie została zlikwidowana.
Uważam, że przedsięwzięcia realizowane przez Kościół mogą, a wręcz powinny być dofinansowywane ze środków publicznych, ale na zasadach ogólnych. Na zasadach przewidzianych również dla innych organizacji, które prowadzą, zwłaszcza działalność społeczno-użyteczną, szkoły prywatne, działalność charytatywną, opiekuńczo-wychowawczą, oświatowo-wychowawczą czy szerzej działalność pożytku publicznego. Mnie osobiście bliski jest model wypracowany przez orzecznictwo amerykańskiego Federalnego Sądu Najwyższego dotyczący szkolnictwa wyznaniowego. Dopuszczalne są dotacje państwowe, ale tylko te, których adresatem jest człowiek tzn. uczeń, dziecko, a nie instytucja wyznaniowa jako taka. Jeżeli pieniądze wspierają określoną instytucję, to siłą rzeczy jest to zaangażowanie państwa po stronie danego wyznania, jego promocja, i trudno mówić o bezstronności władz publicznych. To jest model - z punktu widzenia zasad konstytucyjnych i konkordatowych - optymalny.
Sądzę, że w Polsce raczej trudno będzie go zrealizować w praktyce m.in. ze względów politycznych. Obecny okres nie sprzyja reformie systemu dofinansowania Kościoła i innych związków wyznaniowych. Mamy do czynienia z kryzysem finansowym w skali świata. Ponadto, najbliższe wybory powszechne odbędą się za trzy lata. Kościół nie ma związku z tym zbyt dużych instrumentów nacisku politycznego na wypracowanie rozwiązań, które mogłyby go satysfakcjonować. Skoro tak, to obawiam się, że raczej w najbliższym czasie możemy się spotkać ze zjawiskiem odbierania Kościołowi i związkom wyznaniowym źródeł dofinansowania ze środków publicznych niż z wypracowaniem jakiejś alternatywnej i kompleksowej koncepcji wsparcia ze środków publicznych Kościoła i innych związków wyznaniowych.
ks. prof. Dariusz Walencik, kierownik Zakładu Prawa Wyznaniowego WPiA Uniwersytetu Opolskiego: Nie chciałbym, aby moje słowa zostały odczytane jako stanowisko Kościoła czy episkopatu, bo nie mam takiego upoważnienia. Jestem tutaj jako profesor Uniwersytetu Opolskiego, prawnik i wypowiadam się, mając na względzie przepisy prawa wyznaniowego. Zgadzam się z panem dr Boreckim prawie w każdym punkcie. Padły ostatnio propozycje: likwidujmy Fundusz Kościelny, wprowadźmy 1 proc. To jest produkt finalny, budowanie domu od dachu, a nie od fundamentów. Mamy konstytucyjne, konkordatowe zasady i te zasady nie są ubrane w żadną konstrukcję prawną. Tego nam brakuje. Najpierw musimy zbudować odpowiednią konstrukcję prawną, która określi procedurę negocjacji umowy pomiędzy Radą Ministrów a przedstawicielami danego związku wyznaniowego. Odpowie na pytania: Czy zakres tej umowy dotyczy także kwestii finansowych? Jeżeli tak, to jak bardzo szczegółowych?
Te problemy wypłynęły przy okazji likwidacji Komisji Majątkowej. Tak jak kwestia Komisji Majątkowej, tak teraz Funduszu Kościelnego jest zbyt upolityczniona. W istocie nie chodziło o reformę finansów i o likwidację funduszu tylko o kwestie polityczne. Odnosząc się do funduszu, te 90 mln w skali budżetu państwa to są 0,03 proc. To jest żadna oszczędność dla budżetu państwa. Natomiast wydźwięk społeczny, polityczny jest ogromny.
Mamy określoną w konstytucji zasadę bezstronności władz publicznych w Rzeczypospolitej w kwestiach religijnych, światopoglądowych, filozoficznych. Mamy zasadę autonomii oraz niezależności państwa i związków wyznaniowych każdego w swoim zakresie. Mamy wreszcie zasadę bilateralności polegającą na wspólnym wypracowaniu projektów aktów prawnych odnoszących się do kwestii związków wyznaniowych, także spraw finansowych. To są tylko zasady. Nie ma żadnego instrumentu prawnego, który by pokazał, jak te zasady wcielić w życie. Jeżeli to będziemy mieli, to wypracowanie szczegółowego modelu finansowania związków wyznaniowych: czy to będzie likwidacja Funduszu Kościelnego i zastąpienie go czymś innym, wprowadzenie podatku kościelnego, wprowadzenie możliwości odpisu 1 proc. podatku, wypłata określonej sumy pieniędzy, będzie już tylko szczegółem. Należy także uporządkować aktualnie obowiązujące przepisy.
Uważam, że ze środków publicznych powinna być finansowana działalność społecznie użyteczna związków wyznaniowych, a więc szkolnictwo, pomocy społeczna, działalność charytatywna, opiekuńcza, wychowawcza itd. Wszystkie związki wyznaniowe za to, że podejmują dodatkowe działania, które służą dobru całego społeczeństwa, a nie tylko wyznawcom danej grupy religijnej, powinny być dofinansowywane ze środków publicznych. I zgadzam się z dr Boreckim, że powinny być jednakowe zasady dla wszystkich podmiotów.
Mamy na przykład sześć ustaw dotyczących finansowania wyższego szkolnictwa wyznaniowego. Dlaczego nie możemy mieć jednej ustawy ogólnej, w której będą zapisane kryteria, po których spełnieniu każda wyższa szkoła wyznaniowa dostanie dofinansowanie z budżetu państwa? Zgadzam się z tym, że te pieniądze powinny iść na człowieka, a nie na instytucję.
Trzeba o tych sprawach dyskutować. Ale siła przełożenia tej dyskusji na decydentów jest nikła albo żadna. Nie mam co do tego złudzeń. Możemy wymyśleć tu najlepsze pomysły, ale w moim przekonaniu, one i tak nie zostaną zrealizowane. Dlaczego? Bo brakuje woli politycznej, z jednej i z drugiej strony, żeby wypracować konsensus, przekuć go w jeden czy w kilka aktów prawnych, które w końcu stworzą w Polsce nowoczesny model finansowania związków wyznaniowych. W tej chwili nie mamy żadnego modelu. Mamy wielką prowizorkę istniejącą od 20 lat. Przepisy, które się wzajemnie wykluczają są archaiczne albo są niedookreślone. Tak jest np. przy darowiznach na działalność charytatywno-opiekuńczą. Przepisy ustaw wyznaniowych wymagają przedstawienia sprawozdania z wykorzystania takiej darowizny, ale nigdzie nie został określony jego wzór i w konsekwencji problemy mają tylko podatnicy, którzy z tej możliwości skorzystali, bo urzędy skarbowe dowolnie interpretują przepisy i odrzucają przedstawione im sprawozdania jako zbyt ogólne.
Czyli mamy wielką prowizorkę, którą należałoby zastąpić jednym spójnym systemem finansowania związków wyznaniowych. Jeżeli udałoby się to temu rządowi, i temu parlamentowi, to w moim przekonaniu, będzie to jego największy sukces.