Sąd Najwyższy USA orzekł, że państwo nie może ingerować w prawo Kościołów do zwalniania pracowników pełniących funkcje religijne, nawet jeśli takie decyzje kłócą się z ustawami przeciw dyskryminacji w miejscu pracy.
Orzeczenia Sądu Najwyższego mają wagę precedensu, który określa normy rozstrzygania wszystkich podobnych spraw. Wydaną w środę decyzję ocenia się jako najważniejszą od ponad 20 lat w kwestiach sporów o rozdział Kościoła i państwa w USA.
Sąd rozpatrywał spór między Kościołem Ewangelicko-Luterańskim a nauczycielką Cheryl Perich, którą Kościół ten zatrudniał w prowadzonej przez siebie szkole w Redford w stanie Michigan.
Perich zachorowała na narkolepsję i poszła na zwolnienie lekarskie. Po kilku miesiącach chciała wrócić do pracy, ale dowiedziała się, że na jej miejsce zatrudniono już inną osobę. Kiedy Perich zagroziła pozwem sądowym, szkoła zwolniła ją za "niesubordynację". Decyzję uzasadniono tym, że nauczycielka złamała zasadę mówiącą, iż spory tego rodzaju nie mogą być rozstrzygane przez sąd, lecz wewnątrz samego Kościoła.
Perich pozwała szkołę do sądu, twierdząc, że jest ofiarą dyskryminacji niepełnosprawnych w miejscu pracy. Sąd niższej instancji przyznał jej rację, orzekając, że jako nauczycielka nie jest osobą duchowną, a więc powinny ją chronić federalne ustawy antydyskryminacyjne.
Jednak Sąd Najwyższy, do którego ostatecznie trafiła sprawa, stanął na stanowisku, że ponieważ Perich uczyła także religii - choć zajmowało to tylko jedną godzinę lekcyjną w jej tygodniu pracy - można ją uznać za osobę duchowną i jako taka nie jest chroniona przez wspomniane ustawy.
Jak napisał prezes sądu John Roberts w uzasadnieniu werdyktu, nakazanie Kościołowi, by przywrócił panią Perich do pracy, "w oczywisty sposób naruszyłoby jego wolność". Roberts powołał się na pierwszą poprawkę do konstytucji USA, gwarantującą m.in. niezależność religii od ingerencji państwa.