Najprawdziwszy realizm kształtowany jest przez prawdę i ideały, a nie wyłącznie przez kalkulacje sił. Jeśli wątpicie, spytajcie generała Jaruzelskiego.
11.01.2012 10:44 GOSC.PL
Błogosławiony Jan Paweł II kochał okres Bożego Narodzenia. Za czasów jego pontyfikatu świąteczne dekoracje w papieskim apartamencie umieszczano już w Adwencie i polskim zwyczajem sprzątano je dopiero 2 lutego, w Święto Ofiarowania Pańskiego. Wieczerzę wigilijną przygotowywano według polskiej tradycji. Co roku Jan Paweł II dzwonił do swoich świeckich przyjaciół w Krakowie, którzy zebrani byli w jednym mieszkaniu, aby razem śpiewać godzinami kolędy przez telefon.
Jednak 30 lat temu czas ten obchodzono w Watykanie w dużo bardziej posępnym nastroju. Otóż w noc z dwunastego na trzynastego grudnia 1981 roku polski rząd, używając polskiej armii, zaatakował polskie społeczeństwo i wprowadził stan wojenny na terenie całego kraju. W systemie prawnym polskiego państwa komunistycznego nie było zapisów dotyczących stanu wojennego, więc de facto reżim generała Jaruzelskiego wprowadził stan wojenny niezgodnie z wówczas obowiązującą konstytucją. Technicznie rzecz biorąc, zadeklarowano „stan wojny”. Określenie jakże odpowiednie i w sposób niezamierzony ironiczne.
W Wigilię Bożego Narodzenia Jan Paweł II postawił w oknie swojego apartamentu zapaloną świecę, jako gest solidarności z międzynarodową inicjatywą rozpoczętą w Szwajcarii przez dwóch duchownych, którzy protestowali przeciwko komunistycznej akcji niszczenia „Solidarności”. W swoim przemówieniu na Światowy Dzień Pokoju 1 stycznia 1982 r. papież potępił „fałszywy pokój reżimów totalitarnych”, a podczas katechezy na Anioł Pański tego samego dnia papież poprosił wszystkich o modlitwę za Polskę, bo stawką tam były sprawy najwyższej wagi „nie tylko dla pojedynczego kraju, ale dla całej historii ludzkości”.
Obecnie z perspektywy trzydziestu lat wydaje się oczywiste, że narzucenie stanu wojennego w Polsce w grudniu 1981 roku było aktem nie siły, lecz słabości reżimu, tak bardzo niezdolnego do zyskania lojalności robotników, w imieniu których rzekomo rządził, że musiał uciekać się do przemocy. Minęło sporo czasu, zanim stało się to oczywiste w Polsce, kraju zbyt często cierpiącym z powodu złamanych nadziei. Druga pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny w czerwcu 1983 r. uczyniła wiele dla podniesienia na duchu rodaków. Dzięki niej zebrali oni energię na tyle, że już w 1987 r. Papież mógł poświęcić swoją pielgrzymkę do Ojczyzny na układanie kulturalnych i moralnych fundamentów pod postkomunistyczną Polskę, która odrodziła się dwa lata później podczas Rewolucji ’89 r.
Dwa dni po wprowadzeniu stanu wojennego prezydent Ronald Reagan gościł na lunchu w Białym Domu watykańskiego sekretarza stanu, kardynała Agostino Casarolego. Jak opisałem w swojej ostatniej książce „Koniec i początek”, kard. Casaroli podczas 90-minutowej dyskusji przyjął perspektywę realpolitik, twierdząc że jakkolwiek nieszczęśliwym wydarzeniem jest stan wojenny, najprawdopodobniej istniały racje stanu, które przymusiły gen. Jaruzelskiego, by zachował się tak jak się zachował, obawiając się możliwej inwazji sowieckiej, mającej na celu zmiażdżenie ”Solidarności” przy pomocy czołgów Armii Czerwonej. To Ronald Reagan, wypowiadając się w duchu Jana Pawła II, był głosem moralnego oburzenia wobec ówczesnej próby dławienia polskich wolności. Analizując teraz źródła historyczne widzimy jasno, że to Jan Paweł II i Ronald Reagan ocenili właściwie całą sytuację, zaś weteran watykańskiej dyplomacji był w błędzie: nie było ryzyka inwazji w grudniu 1981 r. (choć istniało rok wcześniej, w grudniu ’80.). Reżim Jaruzelskiego był (brutalnym) kolosem na glinianych nogach, a siła przekonań moralnych raz zmobilizowana, stała się skutecznym antidotum na komunistyczną tyranię, wykuwając niemożliwe wcześniej do wyobrażenia narzędzia oporu. Nie było niczego stałego w postjałtańskim podziale Europy.
Jaką lekcję mamy do odrobienia 30 lat po tych wydarzeniach? Triumfu „Solidarności” nie można uznać za uniwersalną receptę na radzenie sobie z tyranami. Jednak instynkt Jana Pawła II w odczytywaniu historii przez soczewkę kultury zasługuje na uwagę. Polityka i ekonomia są ważne. Jednak to kultura napędza historię – to, co ludzie kochają, szanują i uwielbiają; to, za co gotowi są oddawać życie swoje i swoich dzieci.
Zatem najprawdziwszy realizm kształtowany jest przez prawdę i ideały, a nie wyłącznie przez kalkulacje sił. Jeśli wątpicie, spytajcie generała Jaruzelskiego.
George Weigel jest członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie
Tłum. Magdalena Drzymała
George Weigel