Wkrótce zobaczymy test na interakcję radykalnego islamu i demokracji. Bractwo Muzułmańskie i radykalniejsi, purytańscy salafici będą rządzić Egiptem. Co się stanie, gdy polityczny islam zderzy się z nowoczesnością? - zastanawia się Tom Friedman w "NYT".
Co się stanie, gdy konserwatywne, islamskie formacje polityczne będą się zmagać z nowoczesnością i globalizacją, nie mając ropy, by zapewnić sobie ekonomiczną niezależność? - rozważa na łamach "NYT" znany pisarz i publicysta Thomas Friedman.
Islamskie Bractwo Muzułmańskie i jeszcze bardziej radykalna partia salafitów Nur zaskoczyły Egipcjan, zdobywając ponad 60 proc. głosów w wyborach parlamentarnych - pisze Friedman. Ruchy radykalnych islamistów od dawna zdominowały politykę w Arabii Saudyjskiej i Iranie. Ale zarówno wahabiccy salafici z Arabii, jak i ajatollahowie w Iranie mogli sobie kupić pewną niezależność od zewnętrznego świata dzięki gigantycznym rezerwom ropy.
Islamscy radykaliści w Egipcie nie będą mieli tego luksusu - pisze nowojorski dziennik - Kraj musi importować ropę. Turystyka stanowi 10 proc. PKB. Bezrobocie rośnie w zastraszającym tempie, waluta traci na wartości. Kair będzie skazany na pomoc MFW, tak jak nie obędzie się bez inwestycji zagranicznych i przystosowania edukacji do zachodnich standardów. Egipt musi się integrować ze światem zewnętrznym - nakreśla sytuację kraju Friedman.
"To, czy będziemy za, czy przeciw globalizacji nie jest już kwestią wyboru" - powiedział Friedmanowi zastępca przewodniczącego Bractwa Muzułmańskiego Mohamed Kairat el-Szater, zapewniając, że partia musi otworzyć się na świat.
Według rzecznika partii salafitów, Nadera Bakkara, jego ugrupowanie to "strażnicy szariatu", które chce, by lud żył wedle tych samych zasad co oni, ale chce też "zachować otwarte drzwi dla wszystkich intelektualistów z wszystkich obszarów (wiedzy)". Bakkar podkreśla, że salafitów nie interesuje teokratyczna dyktatura, lecz model gospodarczy Brazylii.
Ale co będzie z turystyką, jeśli zdania nie zmieni salaficki duchowny i kandydat na prezydenta Hazim Salah Abu Ismail? W listopadzie powiedział on, że jeśli wygra wybory, to kobieta, która pokaże się na plaży w bikini zostanie aresztowana - przypomina Friedman.
Rzecznik partii Nur starał się zatrzeć wrażenie, jakie pozostawiła obietnica Abu Ismaila, jednocześnie rozpraszając obawy przed ewentualnym zakazem picia alkoholu, z którego słyną wśród turystów egipskie hotele.
Co z tego wszystkiego wyniknie? - zastanawia się Friedman. Islamistom łatwo było zachować ideologiczną czystość i bezkompromisowość przez te wiele lat, gdy odsunięci byli od władzy. Ale teraz znaleźli się na wyżynach egipskiej polityki i ich poglądy muszą się zderzyć z gwałtownym spowalnianiem egipskiej gospodarki, eksplozją bezrobocia, brakami wykształcenia wśród młodych. Gdy 23 stycznia parlament rozpocznie pracę islamiści staną się odpowiedzialni za ratowanie gospodarki, a nie mają w zanadrzu dochodów z ropy - podsumowuje Friedman.
Salafici i Bracia Muzułmanie nie chcą stracić szansy na przejęcie władzy, chcą być wierni swym islamskim korzeniom, ale wiedzą też, że ludzie wybrali ich, by móc liczyć raczej na edukację i miejsca pracy niż na nowe meczety. To, jak polityczny islam poradzi sobie w Egipcie przy takich warunkach brzegowych będzie miało kolosalny wpływ na przyszłość tej formacji religijno-politycznej w całym regionie - konkluduje Friedman.