Internet zahuczał, znajomi w realnym świecie krzyczeli w słuchawkę: "Ci wstrętni dziennikarze! Zamiast pomóc - stali jak ofiary losu, a niektórzy rzucili się do kamer - żeby nagrywać faceta, który próbował się zabić!"...
10.01.2012 07:08 GOSC.PL
Jakoś nie chciało mi się wierzyć. Bo po pierwsze jestem przyzwyczajona, że jak coś złego - to oczywiście dziennikarz. (Tak się jakoś w świadomości masowej, podsycanej np. głupawymi serialami, utarło). A po drugie - jak nie widziałam, to nie uwierzę. Bo w to trudno uwierzyć...
Lecz potem obejrzałam filmy z prokuratury poznańskiej, które ktoś wrzucił do sieci. Najpierw wersję, z której niewiele wynikało: pada strzał, wchodzą dziennikarze i rzeczywiście są mocno nieporadni: stoją jak słupy przysłowiowej soli. Myślę więc sobie - nie oceniać, nie oceniać, moi drodzy. Bo i ja sama nie wiem, co bym w pierwszej chwili zrobiła. I wy - być może, w pierwszej chwili - nie wiedzielibyście jak się zachować. Kiedy w grę wchodzi (domniemana), nagła i samobójcza śmierć człowieka, który dopiero co z nami rozmawiał, nie każdy zachowa zimną krew. Szok, przerażenie, czasem nie pozwalają na jakikolwiek sensowny ruch...
Ale potem obejrzałam kolejny film. Raz, drugi, piąty obejrzałam. I nadal nie chciało mi się wierzyć... Rzeczywiście: dziennikarze wchodzą, część stoi, ktoś bierze za telefon. Ale są i tacy, którzy podbiegają do kamer i... zaczynają nagrywać. Nagrywać człowieka w strudze krwi, być może nieżyjącego, być może walczącego o życie! I tylko jeden, młody chłopak, próbuje rannemu (na szczęście rannemu...) - pomóc.
Nie, nie zamierzam robić z tego dziennikarza bohatera. Nie będę łzawo pisać, że taki wspaniały, wrażliwy i... ludzki. Nie zamierzam, bo jego odruch i działanie - to normalność. I w dodatku obowiązek każdego z nas: widzę człowieka w niebezpieczeństwie zagrożenia życia? Reaguję! A jeśli moją reakcją jest... filmowanie, jestem pozbawionym uczuć wyższych, nieludzkim prymitywem. I niech prymityw, któremu immunitet na człowieczeństwo, daje - w jego mniemaniu - kamera, nie próbuje sobie i innym wmawiać tłumaczeń o "zawodostwie"... O ile można zrozumieć szok i nieporadne stanie i gapienie się, o tyle nie wolno próbować rozumieć filmowania niedoszłego samobójcy...
Ale oddajmy głos dziennikarzowi, który jako jedyny próbował prokuratorowi - pomóc... Panie Łukaszu, w imieniu wielu dziennikarzy, których honor i człowieczeństwo Pan obronił - dziękuję.
Cytat za www.gloswielkopolski.pl: "Po wyjściu z prokuratury wojskowej, krótko po samobójczej próbie prokuratora Przybyła, usłyszałem, że jestem bohaterem. Bo początkowo jako jedyny pospieszyłem mu z pomocą, gdy leżał w kałuży krwi w gabinecie swojego szefa. Bo w przeciwieństwie do niektórych dziennikarzy nie włączyłem kamery i nie robiłem "gorącego newsa". Bo nie zacząłem zdawać do mojej redakcji relacji na żywo, stojąc nad ciałem pułkownika Przybyła. Bo zamiast tego zainteresowałem się człowiekiem i sprawdziłem czy żyje. Moje zachowanie to żadne bohaterstwo. Pierwsza pomoc człowiekowi, mimo mojej dość niewielkiej wiedzy teoretycznej w tym zakresie, uznałem za jedyny właściwy odruch. Szkoda, że normalność zaczyna urastać do rangi czegoś niespotykanego. Rozumiem, że część kolegów po fachu mogła być w pierwszej chwili sparaliżowana strachem, nie wiedziała co robić, musiała ochłonąć. Trudno mieć o to do kogoś pretensje - w końcu tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Ale postawa innych pracowników mediów, którzy nie zważając na okoliczności, "grzali newsa" i nie odpowiadali na moje prośby o pomoc, to podłość. A chodziło tylko o to, by przewrócić na bok leżącego twarzą w kałuży krwi prokuratura. Wiem, że ci którzy nie pomogli, teraz tłumaczą się, że są nauczeni, by w takiej chwili robić materiał. I że przecież wszyscy nie mogli rzucić się na pomoc. Tym, którzy nadal tak twierdzą, dedykuję słowa Ryszarda Kapuścińskiego. Stwierdził kiedyś, że do tego, żeby uprawiać dziennikarstwo, przede wszystkim trzeba być dobrym człowiekiem. Myślę,że to stwierdzenie dotyczy także operatorów kamer, prezenterów oraz innych pracowników mediów..".
Agata Puścikowska