Rzecznik rząd Paweł Graś poinformował, że na zlecenie szefa MSW Jacka Cichockiego szczegółowo badany jest przypadek zatrzymania na warszawskim lotnisku białoruskiego opozycjonisty Alesia Michalewicza. Cała sprawa to - według Grasia - przykra wpadka i przykra pomyłka.
Aleś Michalewicz został zatrzymany przez Straż Graniczną w poniedziałek na warszawskim lotnisku, a następnie zwolniony. Białoruś wycofała się ze ścigania opozycjonisty. W sprawie interweniowało też polskie MSZ.
"Najważniejsze, że błyskawicznie, w ciągu dwóch godzin tę sprawę udało się załatwić i zatrzymany został zwolniony" - ocenił Graś we wtorek w TOK FM.
Jak dodał, na zlecenie ministra spraw wewnętrznych Jacka Cichockiego "ten przypadek jest bardzo szczegółowo badany". Graś wyraził nadzieję, że zostanie wypracowany taki model postępowania, żeby podobne sytuacje się nie zdarzały. Jak powiedział, nie można zostawiać funkcjonariuszowi na lotnisku czy na przejściu granicznym decyzji w takich przypadkach.
"On musi mieć jasno i precyzyjnie sformułowane procedury i nad tymi procedurami minister Cichocki wspólnie z prokuraturą będzie pracował" - zapowiedział rzecznik rządu.
Michalewicz został zatrzymany na warszawskim lotnisku, skąd chciał odlecieć do Londynu. Straż Graniczna poinformowała, że wylegitymował się czeskim dokumentem uchodźczym i widniał w systemach Interpolu jako osoba poszukiwana w celu doprowadzenia do prokuratury.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wyjaśniła, że po otrzymaniu informacji o zatrzymaniu prokurator zwrócił się o niezbędne informacje, w tym o to, czy Białoruś wystąpiła z formalnym wnioskiem o jego tymczasowe aresztowanie. W związku z brakiem takiego wniosku strony białoruskiej, po zapoznaniu się z materiałami Biura Interpolu KGP w Warszawie, prokuratura zarządziła natychmiastowe zwolnienie Michalewicza.
Aleś Michalewicz był kandydatem w wyborach prezydenckich na Białorusi w 2010 r. Białoruska KGB zatrzymała go po demonstracji w Mińsku w dniu wyborów prezydenckich 19 grudnia 2010 roku, które białoruska opozycja uznała za sfałszowane na korzyść urzędującego prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Władze postawiły mu oraz kilkudziesięciu innym osobom zarzuty zorganizowania masowych zamieszek, w trakcie których doszło do napaści na funkcjonariuszy służb państwowych i zniszczenia majątku o wartości kilkunastu milionów białoruskich rubli.
Przez blisko dwa miesiące trzymano go w areszcie. Po wyjściu na wolność opozycjonista ogłosił, że był torturowany. Ogłosił też publicznie, że aby wydostać się z aresztu, podpisał zobowiązanie do współpracy z KGB, ale je zrywa.
W nocy z 13 na 14 marca, wbrew wydanemu przez władze zakazowi wyjazdu z kraju, Michalewicz opuścił Białoruś. Przez Polskę przedostał się do Czech, gdzie około tygodnia po przybyciu otrzymał azyl polityczny. Białoruska prokuratura w ostatnich miesiącach wystąpiła do Czech z wnioskiem o ekstradycję Michalewicza. Czeski sąd w ubiegłym tygodniu uznał, iż spełnienie żądania jest niedopuszczalne.