Administracja prezydenta Baracka Obamy prawdopodobnie zlikwiduje federalną komisję ds. promocji wolności religijnej na świecie. Kongres Stanów Zjednoczonych opóźnia ponowną autoryzację tej komisji i przyznanie jej nowych funduszy.
Termin decyzji upływa za cztery dni. Zdaniem przewodniczącego komisji, Leonarda Leo, jej likwidacja będzie mieć katastrofalne skutki międzynarodowe i da wyraźny sygnał światu, że od teraz brak wolności religijnej nie stanowi już politycznego problemu dla administracji USA.
Nad statusem komisji dyskutowano od wielu miesięcy. Jej najcenniejszym wkładem w politykę międzynarodową był coroczny raport o nieprzestrzeganiu wolności religijnej. Klasyfikował on figurujące tam kraje na reżimy prześladujące religię oraz na państwa naruszające prawa wyznaniowe obywateli. Sugestie z raportu miały być zobowiązujące dla amerykańskiej dyplomacji. Tak się jednak nie działo, ponieważ na liście najcięższych prześladowców wolności religijnej znaleźli się zarówno sprzymierzeńcy Ameryki, np. Arabia Saudyjska, jak jej zaciekli wrogowie, np. Iran czy Korea Północna.
Amerykańska komisja była jedyną tego typu instytucją sponsorowaną przez państwo. Kosztowała amerykańskiego podatnika 4 mln dolarów rocznie. Instytucja powstała w 1998 r. Jej raport trafiał bezpośrednio do prezydenta i sekretarza stanu USA.
Jednak w ostatnim tygodniu Obama, który jest laureatem pokojowej nagrody Nobla, wydał agendom federalnym wytyczne o nowym kryterium w polityce USA. Ma nim być obrona mniejszości seksualnych. Od tej pory zjawiska związane z traktowaniem homoseksualistów będą monitorowane przez służby USA i staną się celem polityki zagranicznej. Podatnicy Stanów Zjednoczonych wesprą zatem prześladowane mniejszości seksualne również finansowo i politycznie. Co ciekawe, kraje prześladujące gejów są tymi samymi, które nie szanują przekonań religijnych swych obywateli (Arabia Saudyjska, Iran, Chiny). Niewykluczone, że powstanie federalna komisja Kongresu USA monitorująca prześladowania homoseksualistów na świecie.