W relacjach z muzułmanami jesteśmy skazani na dialog. Alternatywą jest wzajemna ignorancja i przemoc – podkreśla kard. Tauran. Więc jak to będzie? Przełkniemy ów fakt, zasmakujemy, czy też pogrążymy się w defetyzmie?
W relacjach z muzułmanami jesteśmy skazani na dialog. Nie mamy wyboru. Alternatywą jest wzajemna ignorancja i przemoc – podkreślił kard. Jean-Louis Tauran, w nawiązaniu do zakończonego w Jordanii posiedzenia Forum Katolicko-Muzułmańskiego (przeczytaj: Kard. Tauran: Jesteśmy skazani na dialog).
Czy słowa Przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego odbiją się szerokim echem choćby w świecie katolickim? Jeśli nie, po raz kolejny zachęta do „wyobraźni dialogu” stanie się ziarnem które pada na skałę, a cierpliwe, i nie zawsze łatwe wysiłki na rzecz pokoju i szacunku między religiami okażą się pobożnym życzeniem grupy wizjonerów, których inicjatywy zbywa się, w najlepszym wypadku, żachnięciem.
Zbyt łatwo nastroje społeczne podpalamy koksem doniesień o aktach przemocy i nietolerancji na tle religijnym. A to przecież tylko jedna odsłona „międzyreligijnego dramatu”. Czy ma ona kształtować obraz całości?
I będzie to nasza „katolicka” wina jeśli zamiast wychodzić na spotkanie z „Innym”, starając się poznać „go” i zrozumieć, zabarykadujemy się w twierdzy własnej wiary. A dumając z przerażeniem o „ekspansji islamu” w Europie, durnie i chmurnie wspominać będziemy króla Jana, co to pod Wiedniem saracenów szabelką pogonił. Jakby dziś pod Wiedniem nie słychać było zachęty do dialogu (czytaj: Saudyjskie Centrum Dialogu Międzyreligijnego) a i sami kardynałowie meczetów by nie odwiedzali (czytaj: Kard. Schönborn z kolędnikami odwiedził meczet). Pominąć? Krytykować? Rwać szaty na piersi a włosy z głowy?
Zresztą nie do Wiednia udawać się trzeba, bo przecież i na naszej polskiej ziemi nie brak echa Asyżu (czytaj: Echa Asyżu w Krakowie), i widać "chęć dialogu i porozumienia", co zauważył rzecznik Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP Musa Czachorowski (czytaj: Nowy rok polskich muzułmanów). Więc dobro jest. Przynajmniej oficjalnie. Tylko w przestrzeni wirtualnej, na forach internetowych wciąż wiele kwasu. Tak, to kwestia kultury. Ale i świadomości drogi, którą podąża Kościół.
Lepiej przyjmować inicjatywy dialogu z nadzieją. Swoją drogą, oczekiwanie na święto Bożego Narodzenia to dobry czas na refleksję nad wrażliwością wiary: ku czemu lgnie nasze katolickie – i szerzej, chrześcijańskie - serce, ile w nim „betlejemskiego światła pokoju” i nadziei i życzliwości – również wobec tych, którzy szczerze, choć na innej drodze, oddają cześć Bogu Jedynemu.
Christian de Cherge, przeor zamordowanych trapistów z Tibhirine w Algierze, który pragnął, aby ich wspólnota żyła powołaniem „modlących się pośród innych modlących się” zapisał w swym dzienniku prowokacyjne słowa: „A gdyby sam Bóg śmiał się z dobrego numeru, jaki wykręcił całym wiekom złorzeczeń między braćmi, powołanymi do tego, by się do Niego modlili”. Nieustannie nurtowało go pytanie o istnienie islamu, o jego sens w tajemniczym zamyśle Boga, o obecność Kościoła w tym innym, duchowym świecie.
Mało znany jest epizod jego przyjaźni, jeszcze jako francuskiego oficera, z komendantem policji Mohammedem, muzułmaninem. To z nim przyszły mnich dzielił się swoimi przemyśleniami dotyczącymi wiary. I to Mohammed ocalił życie Christiana gdy ten miał zginąć z rąk algierskich nacjonalistów. Dwa dni później Mohammeda znaleziono z poderżniętym gardłem. „We krwi tego przyjaciela został mi dany dowód największej miłości” napisał po latach o. Christian (zobacz też film: Christian de Chergé i Mohamed).
W wydanej niedawno adhortacji Africae Munus, papież Benedykt XVI raz jeszcze przypomina: „Jest zatem ważne, by Kościół promował dialog jako postawę duchową, aby ludzie wierzący uczyli się pracować razem, na przykład w stowarzyszeniach nastawionych na pokój i sprawiedliwość, w duchu zaufania i pomocy wzajemnej. (…) Zachęcam Kościół, aby we wszystkich sytuacjach spoglądał z szacunkiem również na muzułmanów, czcicieli jedynego Boga, żyjącego i samoistnego, miłosiernego i wszechmocnego Stworzyciela nieba i ziemi, Temu, który przemówił do ludzi. Jeśli my wszyscy, wierzący w Boga, pragniemy służyć pojednaniu, sprawiedliwości i pokojowi, winniśmy działać razem, aby usuwać wszelkie formy dyskryminacji, nietolerancji i fundamentalizmu wyznaniowego”.
O to samo apelował Jan Paweł II: „Pytam, czy nie jest sprawą pilną, właśnie dzisiaj, kiedy chrześcijanie i muzułmanie weszli w nowy okres historii, czy nie jest teraz sprawą pilną uznanie i rozwijanie łączących nas duchowych więzów” (Jan Paweł II do wspólnoty katolickiej w Ankarze, 20 listopada 1979).
I podobne intuicje przyświecały papieżowi Pawłowi VI, który wypowiadając się na temat relacji z muzułmanami powiedział: „Chciałbym utworzyć między ludźmi łuk światła”.
Więc jak to będzie, choćby z nami, Polakami – katolikami? Przełkniemy ów fakt, że od drogi dialogu i spotkania nie ma odwrotu, zasmakujemy, jakkolwiek trudna by ona była na różnych etapach? Czy też pogrążymy się w defetyzmie, od czasu do czasu okraszonym "pobożnym" jadem wysączonym przeciw wyznawcom islamu. To ostatnie cechuje zwłaszcza fora internetowe, ale czy tylko?
De Cherge:„Wiara nie jest stanem wygodnym, ale jest poszukiwaniem, które trzeba podejmować wciąż na nowo; nie, życie nie jest sytuacją osiągniętą raz na zawsze, ale jest pragnieniem. Wszystko jest proste, kiedy Bóg prowadzi”. Wydaje się dość jasne...
Pamiętniki o. de Cherge do nabycia na: www.sklep.wiara.pl
Krzysztof Błażyca