Ludzi walczących z wiarą i Kościołem nie można ignorować ani próbować zniszczyć, lecz trzeba starać się ich przemieniać, bo to jest istota chrześcijańskiej relacji do świata.
Wraz z wejściem do Sejmu Ruchu Palikota w przestrzeni publicznej pojawili się ludzie otwarcie głoszący skrajnie antykościelne i antyreligijne hasła. W Polsce nie jest to zjawisko nowe, podobne hasła były głoszone w okresie PRL, formułowano je też na początku lat 90. Jednak od tamtego czasu ostra retoryka antyklerykalna pojawiała się w środowiskach niszowych, np. w tygodnikach typu „Nie” lub „Fakty i Mity”. Wejście do Sejmu grupy zdeklarowanych antyklerykałów diametralnie zmieniło tę sytuację, można powiedzieć, że laicki obskurantyzm został wpuszczony na salony. Media skrzętnie odnotowują ich inicjatywy, analizują postulaty, a przede wszystkim dają możliwość publicznego formułowania nawet najbardziej skrajnych i niemądrych opinii w rodzaju: Watykan jest państwem o zerowym przyroście naturalnym, więc nie ma wiedzy na temat reprodukcji (prof. Magdalena Środa) czy że Kościół był instytucją skrajnie uprzywilejowaną za komuny, do tego nie sprzyjał wolności, bo jest zależny od Watykanu (prof. Jan Hartman). Jeszcze do niedawna ludzie głoszący takie absurdy funkcjonowali na obrzeżach życia publicznego, bo nawet liberalno-lewicowe media nie przekraczały pewnej granicy absurdu. Teraz te granice zostały zerwane i jest to wyzwanie dla ludzi, dla których wiara i Kościół są wartościami. Ignorować czy zwalczać Jak reagować na antykościelną retorykę w przestrzeni publicznej? Ignorować ją? A może zwalczać aż do unicestwienia ideowych przeciwników. Takie dwie skrajne propozycje pojawiły się ze strony katolickich publicystów zaraz po wejściu do Sejmu posłów Ruchu Palikota. Według mnie, obie są niewłaściwe.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński