Nowy numer 17/2024 Archiwum

Nie głoszę rekolekcji

Rozsypują się nam nie tylko klocki, koraliki czy monety, ale także nasza myśl i wola. Nawet najbardziej skupiony i oddany swojej pracy zawodowej czy duchowej człowiek musi co jakiś czas „wziąć się w garść”, „zebrać się do kupy” czyli odprawić rekolekcje.

W czasie Wielkiego Postu kilka razy udaję się do innych parafii, żeby „głosić rekolekcje”, jak zwykło się nazywać głoszenie słowa czy wygłaszanie nauki podczas rekolekcji, które przeżywa wspólnota parafialna. Są w naszych kościelnych zwyczajach językowych skróty, które zdecydowanie bardziej mnie drażnią jak: „znieść celibat” zamiast „udzielać święceń nie tylko mężczyznom żyjącym w celibacie” czy „zamówić mszę świętą” zamiast „zamówić intencję mszy świętej”. Ten skrót myślowy: „głosić rekolekcje” dopiero w tym roku zwrócił na siebie moją uwagę, a jako że jestem głęboko przekonany, że nie tylko nasza myśl kształtuje nasze słowa, ale zachodzi także proces odwrotny, oto kilka słów wyjaśnienia, czemu nie powinniśmy używać zwrotu „głosić rekolekcje”.


Rekolekcje, słowo z łaciny, znaczy „zbierać na nowo” i wiąże się z tym przykrym dla nas wszystkich doświadczeniem, gdy rzeczy, które gromadzimy z wielką uwagą, by niczego nie zgubić, wcześniej czy później znowu się rozsypują i trzeba je zbierać na nowo. Pamiętacie klocki lego z czasów dzieciństwa, elementy układanki czy pionki od „chińczyka”? Ileż to razy trzeba było wyszukiwać po całym dywanie, żeby znowu zbierać do pudełka… Monety z portfela, które co rusz wysypują się przy kasie, gdy próbujemy wyszukać 50 groszy, kilka razy w miesiącu muszą być poddanie „rekolekcjom”, ponownemu zbieraniu.


Większą jednak trudnością będącą naturalną częścią naszego życia jest to, że rozsypują się nam nie tylko klocki, koraliki czy monety, ale także nasza myśl i wola. Nawet najbardziej skupiony i oddany swojej pracy zawodowej czy duchowej człowiek musi co jakiś czas „wziąć się w garść”, „zebrać się do kupy” czyli odprawić rekolekcje.
Księża i zakonnicy mają obowiązek raz w roku poświęcić trzy czy pięć dni na rekolekcje, zwane też duchowymi ćwiczeniami, podczas których szuka się w zakamarkach swojej duszy wszystkich dobrych rzeczy, którymi na przestrzeni życia obdarzył nas Bóg, tak jak dzieci poświęcają po zabawie kilka czy kilkanaście minut, żeby wyzbierać z dywanu wszystkie klocuszki. Dobrym i świętym zwyczajem Kościoła katolickiego w Polsce jest przeżycie w czasie Wielkiego Postu rekolekcji parafialnych, żeby we wspólnocie każdy wierzący zebrał na nowo wszystko to, co otrzymał od Boga.


Ponieważ tym właśnie są rekolekcje, nie można ich głosić, ale się je po prostu robi, przeżywa czy „odprawia” jak mówimy o wykonywaniu świętych czynności jak w przypadku „odprawiania mszy czy modłów”. Rekolekcje potrzebują oczywiście głoszenia nauki tak jak zbieranie rozsypanych koralików z podłogi potrzebuje zapalenia światła czy odsunięcia niektórych mebli. Nauka rekolekcyjna ma właśnie dać trochę więcej światła, żeby łatwiej można było zobaczyć to, czego szukamy,  przypomnieć to, co gdzieś tam już mamy, ale trzeba na nowo odnaleźć, zwrócić uwagę – jak rodzice to czynili gdy zbieraliśmy na nowo nasze zabawki – czy już wszystko jest na swoim miejscu.


Rekolekcje ostatecznie każdy z nas musi sobie i w sobie zrobić sam, korzystając oczywiście z pomocy tych, którzy pomagają nam zorganizować czas i ćwiczenia rekolekcyjne, ale nie zastąpią nas w tym, co należy do nas. Tym, którzy są już po albo jeszcze przed rekolekcjami wielkopostnymi, życzę zatem dobrego szukania i zbierania na nowo wszystkiego, co od dnia narodzin do dziś, Bóg wam już udzielił. Niech znajdzie się na nowo każde światło, każda mądrość, każda dobra decyzja.

Nie głoszę rekolekcji   unsplash.com

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Ks. dr Przemysław Marek Szewczyk

Historyk Kościoła, patrolog, tłumacz dzieł Ojców Kościoła, współzałożyciel Stowarzyszenia „Dom Wschodni – Domus Orientalis", twórca portalu patres.pl poświęconego Ojcom Kościoła.