Nowy numer 18/2024 Archiwum

Soweto Market w Lusace – miejsce pełne ognia i dziecięcych dramatów. Br. Jacek Rakowski ratuje dzieci z ulic zambijskiej stolicy

– Najtrudniej jest powiedzieć rodzicom. Bywa, że ciała nie można rozpoznać. Przejechane przez pociąg, samochód, zmiażdżona głowa, bo zostało ukamienowane… – opowiada br. Jacek Rakowski, misjonarz ratujący dzieci z ulic zambijskiej stolicy.

Targowisko Soweto wgryza się w pamięć. Soweto czerwone od ognia albo szare od palonych opon. Soweto pełne dzieci, które marzenia o lepszym życiu powierzyły ulicy, nieświadome tego, co je na niej czeka. Soweto przerażające… I choć do reprezentacyjnej Cairo Road, wizytówki Lusaki, jest stąd zaledwie kilka minut, Soweto, przesiąknięte fetorem sfermentowanego czibuku (lokalnego piwa) i palonych śmieci, przy których grzeją się grupki chłopców oraz dziewcząt – niektóre już z własnymi dziećmi – sprawia wrażenie miejsca przeklętego. Mają dziesięć, dwanaście, piętnaście lat… Tych starszych ulica już wchłonęła. – Wiele dzieci, które tu znajdujemy, jest poparzonych. Rany, blizny od bicia, znęcania się. A czasem z zaniedbania, bo matki nie było, a dziecko podeszło do pieca. No i znam się z tymi, którzy pracują w kostnicy. Nie zliczę, ile już razy musiałem identyfikować ciała. Nie da się przyzwyczaić. Mam nadzieję, że nigdy nie przywyknę…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy